Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/057

Ta strona została uwierzytelniona.

Nisko ukłonił się, lecz namiestnik zmusił go do zajęcia miejsca.
— Wasza dostojność ukrywasz coś przede mną — rzekł głosem, w którym czuć było obrazę. — Chcę, ażebyś mi wytłomaczył: jaka to bieda grozi Fenicji, czy Egiptowi?...
— Nie wiedziałżebyś o tem, wasza dostojność? — pytał Hiram z wahaniem.
— Nic nie wiem. Spędziłem przeszło miesiąc w świątyni.
— Właśnie tam można było dowiedzieć się o wszystkiem...
— Wasza dostojność mi powiesz! — zawołał namiestnik, uderzając pięścią w stół. — Nie lubię, ażeby bawiono się moim kosztem...
— Powiem, jeżeli wasza dostojność dasz mi wielkie przyrzeczenie, że nie zdradzisz się przed nikim. Chociaż... nie mogę uwierzyć, aby księcia, następcy, nie zawiadomiono o tem...
— Nie ufasz mi? — zapytał zdumiony książę.
— W takiej sprawie, żądałbym przyrzeczenia nawet faraona — odparł Hiram stanowczo.
— A więc... przysięgam na mój miecz i sztandary naszych wojsk, że nikomu nie powiem o tem, co mi wasza dostojność odkryjesz...
— Dosyć — rzekł Hiram.
— Słucham.
— Książę wie, co w tej chwili dzieje się w Fenicji?
— Nawet i o tem nie wiem! — przerwał zirytowany namiestnik.
— Nasze okręty — szeptał Hiram — ze wszystkich krańców świata ściągają do ojczyzny, ażeby, na pierwsze hasło przewieźć ludność i skarby gdzieś... za morza... na zachód...
— Dlaczego? — zdziwił się namiestnik.
— Bo Asyrja ma nas wziąć pod swoje panowanie.
Książę wybuchnął śmiechem.
— Oszalałeś, czcigodny mężu!... — zawołał. — Asyrja ma zabrać Fenicję!... A cóż my na to? my — Egipt?