— Cóż — rzekł z uśmiechem — nie boisz się wasza dostojność wchodzić do fenickiej świątyni, gdzie na ołtarzu zasiada okrucieństwo, a służy mu przewrotność?
— Bać się?... — spytał Ramzes, patrząc na niego prawie z pogardą. — Astoreth nie jest Baalem, ani ja dzieckiem, które można rzucić w rozpalony brzuch waszego boga.
— I książę wierzysz temu?
Ramzes wzruszył ramionami.
— Naoczny i wiarogodny świadek — odparł — opowiadał mi o waszych ofiarach z dzieci. Pewnego czasu burza rozbiła wam kilkanaście statków. Natychmiast kapłani tyryjscy ogłosili nabożeństwo, na które zebrał się tłum ludu...
Książę mówił z widocznem wzburzeniem.
— Przed świątynią Baala, na wzniesieniu, siedział ogromny śpiżowy posąg, z głową wołu. Jego brzuch był rozpalony do czerwoności. Wtedy, na rozkaz waszych kapłanów, głupie matki fenickie zaczęły składać najpiękniejsze dzieci u stóp okrutnego boga...
— Samych chłopców — wtrącił Hiram.
— Tak, samych chłopców — powtórzył książę. — Kapłani skrapiali każde dziecko wonnościami, ubierali w kwiaty, a wówczas posąg chwytał je śpiżowemi rękoma, otwierał paszczę i pożerał krzyczącego w niebogłosy... Za każdym razem z ust boga wybuchały płomienie...
Hiram śmiał się cicho.
— I wasza dostojność wierzysz temu?
— Opowiadał mi to, powtarzam, człowiek, który nigdy nie kłamie.
— Mówił to, co istotnie widział — odparł Hiram. — Czy jednak nie zastanowiło go, że żadna z matek, której palono dzieci, nie płakała?
— Istotnie, zadziwiła go ta obojętność kobiet, zawsze gotowych do wylewania łez, nawet nad zdechłą kurą. Dowodzi to jednak wielkiego okrucieństwa w waszym narodzie.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/069
Ta strona została uwierzytelniona.