Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/076

Ta strona została uwierzytelniona.

Wtem książę ocknął się, śpiew umilkł, w pałacyku pogasły światła, a na jego białych ścianach ostro odbijały czarne, puste okna. Można było myśleć, że tu nikt nigdy nie mieszkał. Nawet ogród opustoszał i ucichł, nawe lekki wiatr przestał poruszać listkami.
Raz!... dwa!... trzy!... Ze świątyni odezwały się trzy potężne odgłosy śpiżu.
„Aha! muszę tam iść...“ — pomyślał książę, dobrze nie wiedząc, dokąd ma iść i poco.
Skierował się jednak w stronę świątyni, której srebrzysta wieża górowała nad drzewami, jakby wzywając go do siebie.
Szedł odurzony, pełen dziwacznych zachceń. Między drzewami było mu ciasno; pragnął wejść na szczyt tej wieży i odetchnąć, ogarnąć wzrokiem jakiś szerszy horyzont. To znowu, przypomniawszy sobie, że jest miesiąc Misori, że już rok upłynął od manewrów w pustyni, uczuł tęsknotę po pustyni. Jakżeby chętnie siadł na swój lekki wóz, zaprzężony w parę koni, i leciał gdzieś naprzód, gdzie nie było tak duszno, a drzewa nie zasłaniały widnokręgu!
Był już u stóp świątyni, więc wszedł na taras. Cicho i pusto, jakby wszyscy wymarli; tylko zdaleka szemrała woda fontanny. Na drugich schodach rzucił swój burnus i miecz, jeszcze raz spojrzał na ogród, jakby mu żal było księżyca, i wszedł do świątyni. Ponad nim wznosiły się jeszcze trzy kondygnacje.
Śpiżowe drzwi były otwarte, z obu stron wejścia stały skrzydlate figury byków z ludzkiemi głowami, na których twarzach panował dumny spokój.
„To królowie asyryjscy“ — pomyślał książę, przypatrując się ich brodom, splecionym w drobne warkoczyki.
Wnętrze świątyni było czarne, jak najczarniejsza noc; ciemność tę potęgowały jeszcze białe smugi księżycowego światła, wpadające przez wąskie a wysokie okna.
W głębi paliły się dwie lampy przed posągiem bogini Astoreth. Jakieś dziwne oświetlenie zgóry sprawiało, że posąg był