Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie oszukiwali: jestem dopiero następcą faraona i nie do wszystkich tajemnic mogę być dopuszczany. Ale kto mi powie, że oni w taki sam sposób nie postępowali z moim czcigodnym ojcem?... Trzydzieści kilka lat ufał im nieograniczenie, korzył się przed cudami, składał hojne ofiary bogom, poto... ażeby jego majątek i władza przeszła w ręce ambitnych filutów! I nikt mu oczu nie otworzył... Boć faraon nie może, jak ja, wchodzić w nocy do świątyń fenickich, bo wkońcu do jego świątobliwości nikt nie ma przystępu...
„A kto mnie dziś zapewni, że kapłaństwo nie dąży do obalenia tronu, jak to powiedział Hiram?... Wszakże ojciec ostrzegł mnie, że Fenicjanie są najprawdomówniejsi, gdy mają w tem interes. Z pewnością, że mają interes, ażeby nie być wypędzonymi z Egiptu i nie dostać się pod władzę Asyrji... Asyrja, stado wściekłych lwów!... Kędy oni przejdą, nic nie zostanie, oprócz zwalisk i trupów, jak po pożarze!...
Nagle Ramzes podniósł głowę: zdaleka doleciał go odgłos fletów i rogów.
— Co to znaczy? — zapytał Tutmozisa.
— Wielka nowina!... — odparł dworak z uśmiechem. — Azjaci witają znakomitego pielgrzyma, aż z Babilonu...
— Z Babilonu?... Kto on?...
— Nazywa się Sargon...
— Sargon?... — przerwał książę. — Sargon!... a cha! cha!... — zaczął się śmiać. — Czemże on jest?...
— Ma być wielkim dostojnikiem na dworze króla Assara. Prowadzi z sobą dziesięć słoni, stada najpiękniejszych rumaków pustynnych, tłumy niewolników i sług.
— A poco on tu przyjeżdża?
— Pokłonić się cudownej bogini Astoreth, którą czci cała Azja — odparł Tutmozis.
— Cha!... cha!... cha!... — śmiał się książę, przypomniawszy sobie zapowiedź Hirama o przyjeździe asyryjskiego posła. — Sargon... cha!... cha!... Sargon, powinowaty króla As-