Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/085

Ta strona została uwierzytelniona.

sara, zrobił się nagle tak pobożnym, że na całe miesiące puszcza się w niewygodną podróż, byle uczcić boginię Astoreth w Pi-Bast... Ależ w Niniwie znalazłby większych bogów i uczeńszych kapłanów... Cha! cha! cha!
Tutmozis ze zdumieniem patrzył na księcia.
— Co tobie, Ramzesie?...
— Oto cud! — mówił książę — jakiego chyba nie zapisały kroniki żadnej świątyni... Tylko pomyśl, Tutmozisie... W chwili, gdy najbardziej zastanawiasz się nad pytaniem: w jaki sposób złapać złodzieja, który cię wciąż okrada? — w takiej chwili, ów złodziej znowu pakuje rękę do twojej skrzyni, w twoich oczach, przy tysiącu świadków... Cha! cha! cha!... Sargon — pobożny pielgrzym!...
— Nic nie rozumiem... — szeptał zakłopotany Tutmozis.
— I nie potrzebujesz rozumieć — odparł namiestnik. — Zapamiętaj tylko, że Sargon przyjechał tu na pobożne praktyki, do świętej Astoreth...
— Zdaje mi się, że wszystko, o czem mówisz — rzekł, zniżając głos, Tutmozis — że wszystko to są rzeczy bardzo niebezpieczne...
— To też nie wspominaj o nich nikomu.
— Że ja nie wspomnę, tego chyba jesteś pewny, ale czy ty książę sam się nie zdradzisz... Jesteś prędki, jak błyskawica...
Następca położył mu rękę na ramiona.
— Bądź spokojny — rzekł, patrząc mu w oczy. — Obyście mi tylko dochowali wierności, wy, szlachta i wojsko, a zobaczycie dziwne wypadki i... skończą się dla was ciężkie czasy!...
— Wiesz, że zginiemy na twój rozkaz — odparł Tutmozis, kładąc rękę na piersiach.
Na jego obliczu była tak niezwykła powaga, iż książę zrozumiał, wreszcie nie po raz pierwszy, że w tym rozhukanym elegancie kryje się dzielny mąż, na którego mieczu i rozumie można polegać.