Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.

cjanie robili co na twoją szkodę?... Ale pomyśl tylko... W wypadku, gdyby groziło ci niebezpieczeństwo, albo gdybyś chciał omylić swoich nieprzyjaciół, czy taki człowiek nie przyda się?... Fenicjanie to tylko chcieli pokazać ci w świątyni...
Książę pomyślał i wzruszył ramionami.
— Tak — rzekł do siebie. — Gdybym potrzebował czyjejkolwiek opieki!... Ale czy Fenicjanie sądzą, że ja sam nie dam sobie rady?... W takim razie złego wybrali protektora dla siebie.
— Panie — szepnęła Kama — alboż nie jest ci wiadome, że Ramzes Wielki miał, oprócz swojej własnej postaci, dwie inne dla wrogów?... I tamte dwa cienie królewskie zginęły, a on żył...
— No, dosyć... — przerwał książę. — Aby zaś ludy Azji wiedziały, że jestem łaskawy, przeznaczam, Kamo, pięć talentów na igrzyska na cześć Astoreth, a kosztowny puhar do jej świątyni. Dziś jeszcze odbierzesz to.
Skinieniem głowy pożegnał kapłankę.
Po jej wyjściu opanowała go nowa fala myśli:
„Zaprawdę, przebiegli są Fenicjanie. Jeżeli ten mój żyjący wizerunek jest człowiekiem, mogą mi zrobić z niego wielki podarunek, a ja czyniłbym kiedyś cuda, o jakich bodaj że nie słyszano w Egipcie. Faraon mieszka w Memfis, a jednocześnie ukazuje się w Tebach albo w Tanis!... Faraon posuwa się z armją do Babilonu, Asyryjczycy tam gromadzą główne siły, a jednocześnie — faraon z inną armją zdobywa Niniwę... Sądzę, że Asyryjczycy byliby bardzo zdumieni takim wypadkiem...“
I znowu obudziła się w nim głucha nienawiść do potężnych Azjatów, i znowu widział swój triumfalny wóz, przejeżdżający pobojowisko pełne asyryjskich trupów i całe kosze odciętych rąk.
Teraz wojna stała się dla jego duszy taką koniecznością, jak chleb dla ciała. Bo nietylko mógł przez nią zbogacić