Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

się on z okrągłego placu, który otaczał parkan wysoki na dwu ludzi, zaś dokoła parkanu było mnóstwo lóż i ławek, wznoszących się amfiteatralnie. Dachu budynek nie posiadał; natomiast nad lożami rozciągały się różnokolorowe płachty w formie motylich skrzydeł, które skrapiano pachnącą wodą i poruszano dla chłodzenia powietrza.
Gdy namiestnik ukazał się w swej loży, zgromadzeni w cyrku Azjaci i Egipcjanie wydali wielki krzyk. Potem zaczęło się widowisko procesją muzyków, śpiewaków i tancerek.
Książę się rozejrzał. Miał po prawej ręce lożę Hirama i najznakomitszych Fenicjan, na lewo lożę fenickich kapłanów i kapłanek, między któremi Kama, zajmująca jedno z pierwszych miejsc, zwracała na siebie uwagę bogatym strojem i pięknością. Miała przezroczystą szatę, ozdobioną różnokolorowemi haftami, złote branzolety na ręku i nogach, a na głowie przepaskę z kwiatem lotosu, wyrobionym bardzo kunsztownie z drogich kamieni.
Kama, oddawszy wraz z kolegami swymi głęboki ukłon księciu, zwróciła się do loży na lewo i zaczęła ożywioną rozmowę z cudzoziemcem o wspaniałej postawie i nieco szpakowatych włosach. Człowiek ten i jego towarzysze mieli brody i włosy, zaplecione w mnóstwo warkoczyków.
Ramzes, który przyszedł do cyrku prawie wprost z pokoju swego syna, był w wesołem usposobieniu. Lecz gdy zobaczył, że Kama rozmawia z jakimś obcym człowiekiem, spochmurniał.
— Czy nie wiesz — zapytał Tutmozisa — co to za drab, do którego wdzięczy się kapłanka?...
— To jest właśnie ów znakomity pielgrzym babiloński, dostojny Sargon.
— Ależ to stary dziad! — rzekł książę.
— Jest zapewne starszy od nas obu, ale to piękny człowiek.