arenie człowiek, uzbrojony mieczem, kazał sobie przywiązać do piersi lewą rękę, inni obejrzeli swoje włócznie i — wprowadzono drugiego byka.
Kiedy jeden zbrojny zerwał mu płachtę z oczu, byk obrócił się i obejrzał wkoło, jakby chcąc porachować przeciwników. A gdy zaczęli go kłuć, cofnął się pod parkan dla zabezpieczenia sobie tyłu. Potem zniżył głowę i z pod oka śledził ruchy napastujących go ludzi.
Początkowo zbrojni ostrożnie skradali się z boków, ażeby go ukłuć. Lecz gdy zwierzę wciąż stało nieporuszone, ośmielili się i zaczęli przebiegać mu przed oczyma, coraz bliżej.
Byk jeszcze bardziej pochylił głowę, lecz stał, jak wkopany w ziemię. Publiczność zaczęła się śmiać, lecz nagle wesołość jej zamieniła się w okrzyk trwogi. Byk wypatrzył chwilę, ciężko podskoczył naprzód, trafił we włóczniarza i jednem uderzeniem rogów wyrzucił go dogóry.
Człowiek spadł na ziemię z pogruchotanemi kośćmi, a byk pocwałował na drugą stronę areny i znowu stanął w pozycji obronnej.
Włóczniarze znowu go otoczyli i zaczęli drażnić, a przez ten czas wbiegli na arenę słudzy cyrkowi, aby podnieść rannego, który jęczał. Byk, pomimo zdwojonych pchnięć włóczniami, stał bez ruchu; lecz gdy trzej słudzy wzięli na ramiona omdlałego bojownika, z szybkością wichru rzucił się na tę grupę, poprzewracał ich i zaczął straszliwie kopać nogami.
Między publicznością powstał zamęt: kobiety płakały, mężczyźni klęli i rzucali na byka, czem kto miał pod ręką. Na arenę zaczęły padać kije, noże, nawet deski z ław.
Wówczas przybiegł do rozjuszonego zwierzęcia człowiek z mieczem. Ale włóczniarze potracili głowy i nie wspierali go należycie, więc byk powalił go i zaczął ścigać innych.
Stała się rzecz niesłychana dotychczas w cyrkach: na arenie leżało pięciu ludzi, inni, źle broniąc się, uciekali przed zwierzęciem, a publiczność ryczała z gniewu lub ze strachu.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.