stchnieniem. — Fenicję mają podobno zabrać Asyryjczycy, a Sargon ma zostać jej satrapą...
— Tyś oszalała!... — zawołał książę.
— Mówię, co wiem. Już w naszej świątyni po raz drugi zaczynają się modły o odwrócenie nieszczęścia od Fenicji... Pierwszy raz odprawialiśmy je, nimeś ty przyjechał do nas, panie...
— Dlaczego znowu teraz?...
— Bo podobno w tych dniach przybył do Egiptu chaldejski kapłan Istubar, z listami, w których król Assar mianuje Sargona swoim posłem i pełnomocnikiem do zawarcia traktatu z wami o zabór Fenicji.
— Ależ ja... — przerwał książę.
Chciał powiedzieć: „nic nie wiem,“ lecz wstrzymał się. Zaczął się śmiać i odparł:
— Kamo, przysięgam ci na cześć mego ojca, że dopóki ja żyję, Asyrja nie zabierze Fenicji. Czy to dość?
— O panie!... panie!... — zawołała, upadając mu do nóg.
— Więc chyba teraz nie zostaniesz żoną tego gbura?
— Och!... — otrząsnęła się. — Czy możesz o to pytać?
— I będziesz moją... — szepnął książę.
— Zatem chcesz mojej śmierci?... — odparła przerażona. — Ha!... jeżeli tego chcesz, jestem gotowa...
— Chcę, ażebyś żyła... — szeptał roznamiętniony — abyś żyła, należąc do mnie...
— To być nie może...
— A najwyższa rada kapłanów tyryjskich?
— Może mnie tylko wydać zamąż...
— Wszak wejdziesz do mego domu.
— Gdybym weszła tam, nie jako żona twoja — umrę... Ale jestem gotowa... nawet na to, aby nie ujrzeć jutrzejszego słońca...
— Bądź spokojna — odpowiedział z powagą książę. — Kto posiadł moją łaskę, nie dozna krzywdy.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.