Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chcesz mówić: za kark?... — wrzasnął przerażony pisarz, którego kapłani zawsze chwytali za kark, gdy miał otrzymać plagi.
— Nie za kark — rzekła postać — tylko o tak...
I objęła go — ciągnął książę — rękoma za szyję, o tak... (Tu otoczył się rękoma kapłanki). — I przytuliła go do swej piersi... o tak... — (Tu przytulił się do Kamy).
— Panie, co robisz?... — szepnęła Kama. — Wszakże to śmierć moja...
— Bądź spokojna — odparł książę — ja ci tylko pokazuję, co tamta postać robiła z pisarzem...
...Wtem zadrżała ziemia, pałac zniknął, znikły psy, konie i niewolnicy. Wzgórze, pokryte winogradem, zmieniło się w opokę, drzewa oliwne w ciernie, a pszenica w piasek...
Pisarz, gdy ocknął się w objęciach kochanki, zrozumiał, że jest takim nędzarzem, jakim był wczoraj na gościńcu. Ale nie żałował swoich bogactw, ponieważ miał kobietę, która kochała go i pieściła!...
— Więc wszystko znikło, a ona nie znikła!... — zawołała naiwnie Kama.
— Litościwy Amon zostawił mu ją na pociechę — rzekł książę.
— O, to Amon był tylko dla pisarzów litościwym! — odparła Kama. — Ale co ma znaczyć ta historja?
— Zgadnij. Wreszcie słyszałaś, czego biedny pisarz wyrzekł się za pocałunek kobiety...
— Ale tronu nie wyrzekłby się! — przerwała kapłanka.
— Kto wie?... gdyby go bardzo o to proszono — szeptał namiętnie Ramzes.
— O nie!... — zawołała Kama, wydzierając mu się z objęć. — Tronu niech się nie wyrzeka, bo w takim razie cóżby zostało z jego obietnic dla Fenicji!...
Oboje spojrzeli sobie w oczy długo... długo... W tej chwili książę uczuł niby ranę w sercu i niby, że z tej rany uciekło