Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

newrów, na których zawsze bywałeś zwycięzcą, choć nieraz powinieneś być zwyciężonym...
Książę spochmurniał. Kapłan wsunął rękę za swoją szatę i nagle spytał:
— Zgadnij wasza dostojność, co trzymam?
— Co?... — powtórzył zdziwiony książę.
— Zgadnij prędko i dobrze — nalegał kapłan — bo jeżeli omylisz się, zginą dwa twoje pułki...
— Trzymasz pierścień — odparł rozweselony następca.
Mentezufis otworzył rękę: był w niej kawałek papirusa.
— A teraz co mam?... — spytał znowu kapłan.
— Pierścień.
— Otóż nie pierścień, tylko amulet boskiej Hator — rzekł kapłan.
— Widzisz, panie — mówił dalej — oto jest bitwa. W czasie bitwy los co chwilę wyciąga do nas rękę i każe jak najśpieszniej odgadywać zamknięte w niej niespodzianki. Mylimy się lub zgadujemy, ale biada temu, kto częściej omylił się, aniżeli odgadł!... A stokroć biada tym, przeciw komu los odwraca się i zmusza do omyłek!...
— A jednak ja wierzę, ja czuję tu... — zawołał następca, bijąc się w piersi — że Asyrja musi być zdeptana!
— Oby przez usta twoje przemawiał bóg Amon — rzekł kapłan. — I tak jest — dodał — Asyrja będzie poniżona, może nawet twojemi rękoma, panie, ale nie zaraz... nie zaraz...
Mentezufis pożegnał go, książę został sam. W jego sercu i głowie huczało.
„A więc miał słuszność Hiram, że oni nas oszukują — myślał Ramzes. — Teraz i ja już jestem pewny, że nasi kapłani zawarli z chaldejskimi jakąś umowę, którą jego świątobliwość będzie musiał zatwierdzić. Będzie musiał!... czy słyszano o podobnej potworności?... On, pan żyjącego i zachod-