Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo to namiestnik — odparł Istubar.
— A ja nie byłem namiestnikiem pana mego?...
— Ale on będzie królem, a ty nim nie będziesz.
— O co spierają się posłowie najpotężniejszego króla Assara? — zapytał już udobruchany książę tłomacza.
— O to, czy mają waszej dostojności pokazać dary, przeznaczone dla faraona, czy tylko oddać przesłane dla was — odparł zręczny tłomacz.
— Owszem, chcę widzieć dary dla mego świątobliwego ojca — rzekł książę — i pozwalam posłom wstać.
Sargon podniósł się, czerwony z gniewu czy zmęczenia, i usiadł, podwinąwszy pod siebie nogi, na podłodze.
— Nie wiedziałem — zawołał — że ja, krewny i pełnomocnik wielkiego Assara, będę musiał szatami mojemi wycierać pył z posadzki egipskiego namiestnika!...
Mentezufis, który umiał po asyryjsku, nie pytając Ramzesa, kazał natychmiast przynieść dwie ławki, pokryte dywanami, na których wnet zasiedli: zadyszany Sargon i spokojny Istubar.
Wysapawszy się, Sargon kazał podać wielki szklany puhar, stalowy miecz i przyprowadzić przed ganek dwa konie, okryte złocistemi rzędami. A gdy spełniono jego rozkazy, podniósł się i z ukłonem rzekł do Ramzesa:
— Pan mój, król Assar, przysyła ci, książę, parę cudnych koni, które oby nosiły cię tylko do zwycięstw. Przysyła kielich, z którego niech zawsze radość spływa ci do serca i — miecz, jakiego nie znajdziesz poza zbrojownią najpotężniejszego władcy.
Wydobył z pochwy dość długi miecz, błyszczący niby srebro, i począł zginać go w ręku. Miecz wygiął się jak łuk, a potem nagle wyprostował się.
— Zaiste! cudna to broń... — rzekł Ramzes.
— Jeżeli pozwolisz, namiestniku, okażę ci jeszcze inną jej