Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pod willą fenickiej kapłanki, nazwiskiem Kamy — ciągnął Mentezufis, pilnie śledząc fizjognomję następcy.
— Odważne chłopaki! — odparł książę, wzruszając ramionami. — Napadać takiego siłacza!... Przypuszczam, że musiała tam pęknąć niejedna kość.
— Ale napadać posła... Uważ, dostojny panie, posła, którego osłania majestat Asyrji i Egiptu... — mówił kapłan.
— Ho! ho!... — roześmiał się książę. — Więc król Assar wysyła swoich posłów nawet do fenickich tancerek?...
Mentezufis stropił się. Nagle uderzył się w czoło i zawołał również ze śmiechem:
— Patrz, książę, jaki ze mnie prostak, nieoswojony z politycznemi ceremonjami. Wszakże ja zapomniałem, że Sargon, włóczący się po nocach, około domu podejrzanej kobiety, nie jest posłem, ale zwyczajnym człowiekiem!...
Lecz po chwili dodał:
— W każdym razie niedobrze się stało... Sargon może nabrać do nas niechęci...
— Kapłanie!... kapłanie!... — zawołał książę, kiwając głową. — Ty zapominasz daleko ważniejszej rzeczy, iż Egipt nie potrzebuje ani lękać się, ani nawet dbać o dobre lub złe usposobienie dla niego nietylko Sargona, ale nawet króla Assara...
Mentezufis był tak zmieszany trafnością uwag królewskiego młodzieńca, że zamiast odpowiedzieć kłaniał się, mrucząc:
— Bogowie obdarzyli cię, książę, mądrością arcykapłanów... niechaj imię ich będzie błogosławione!... Już chciałem wydać rozkazy, aby poszukano i osądzono tych młodych awanturników; lecz teraz wolę zasięgnąć twojej rady, bo jesteś mędrcem nad mędrce.
Powiedz zatem, panie, co mamy począć z Sargonem i tymi zuchwalcami?...
— Przedewszystkiem zaczekać do jutra — odparł na-