Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

— I powiesz nieprawdę — wtrącił Mentezufis. — Bo nasz książę, aczkolwiek popędliwy i trochę hulaka, jak zwyczajnie młody, umie jednak uszanować i radę mędrców, i najwyższe urzędy w kraju.
Sargon pokiwał głową.
— Oj wy mędrcy!... uczeni w piśmie!... znawcy gwiazdowych obrotów!... — mówił, szydząc. — Ja prostak, zwyczajny sobie jenerał, który bez pieczęci niezawsze umiałbym wyżłobić moje nazwisko... Wy mędrcy, ja prostak, ale na brodę mego króla, nie zamieniłbym się na waszą mądrość...
Bo wy jesteście ludźmi, dla których otworzył się świat cegieł i papirusów, ale zamknął się ten prawdziwy, na którym wszyscy żyjemy... Ja prostak! ale ja mam psi węch. A jak pies zdala wyczuje niedźwiedzia, tak ja, moim zaczerwienionym nosem, poznam bohatera.
Wy będziecie radzić księciu!... Ależ on was już dzisiaj zaczarował, jak wąż gołębie. Ja przynajmniej nie oszukuję samego siebie, i choć książę jest dla mnie dobry, jak ojciec rodzony, czuję przez skórę, że mnie i moich Asyryjczyków nienawidzi, jak tygrys słonia... Cha!... cha!... Dajcie mu tylko armję, a za trzy miesiące stanie pod Niniwą, byle w drodze rodzili mu się żołnierze, zamiast ginąć...
— Choćbyś mówił prawdę — przerwał Mentezufis — choćby książę chciał iść pod Niniwę, nie pójdzie.
— A któż go powstrzyma, gdy zostanie faraonem?
— My.
— Wy?... wy!... Cha!... cha!... cha! — śmiał się Sargon. — Wy wciąż myślicie, że ten młodzik nawet nie przeczuwa naszego traktatu... A ja... a ja... cha!... cha!... cha!.., ja pozwolę się obedrzeć ze skóry i wbić na pal, że on już wszystko wie...
Czyliż Fenicjanie byliby tak spokojni, gdyby nie mieli pewności, że młody lew egipski zasłoni ich przed asyryjskim bykiem?
Mentezufis i Mefres spojrzeli na siebie ukradkiem. Ich