Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

prawie przeraził genjusz barbarzyńcy, który śmiało wypowiadał to, czego oni wcale nie brali pod rachunek.
I rzeczywiście: coby też było, gdyby następca tronu odgadł ich zamiary, a nawet chciał je powikłać?...
Lecz z chwilowego kłopotu wybawił ich milczący dotychczas Istubar.
— Sargonie — rzekł — mieszasz się w nieswoje sprawy. Twoim obowiązkiem jest zawrzeć z Egiptem traktat, jakiego chce pan nasz. A co wie, czego nie wie, co zrobi, a czego nie zrobi ich następca tronu, to już nie twoja sprawa. Skoro najwyższa, wiecznie żyjąca rada kapłanów zapewnia nas, traktat będzie wykonany. Jakim zaś zrobi się to sposobem? nie naszej głowy rzecz.
Oschły ton, z jakim wypowiedział to Istubar, uspokoił rozhukaną wesołość asyryjskiego pełnomocnika. Sargon pokiwał głową i mruknął:
— W takim razie szkoda chłopca!... Wielki to wojownik, wspaniałomyślny pan...