znają serca książąt, dają nam pieniądze nawet bez sędziego i świadków.
Arcykapłan był tak zirytowany spokojnem szyderstwem Ramzesa, że umilkł i zaciął usta. Wyręczył go Mentezufis, zapytawszy nagle:
— Cobyś wasza dostojność rzekł, gdybyśmy zawarli z Asyrją traktat, oddający jej północną Azję razem z Fenicją?...
Mówiąc to, utkwił oczy w twarz następcy. Ale książę odparł całkiem spokojnie:
— Powiedziałbym, że tylko zdrajcy mogliby namawiać faraona do podobnego traktatu.
Obaj kapłani poruszyli się: Mefres podniósł ręce do góry, Mentezufis zacisnął pięści.
— A gdyby wymagało tego bezpieczeństwo państwa?... — nalegał Mentezufis.
— Czego wy ode mnie chcecie?... — wybuchnął książę. — Wtrącacie się do moich długów i kobiet, otaczacie mnie szpiegami, ośmielacie się robić mi wymówki, a teraz jeszcze zadajecie mi jakieś podstępne pytania?... Otóż mówię wam: ja, choćbyście mnie mieli otruć, nie podpisałbym takiego traktatu... Na szczęście, nie zależy to ode mnie, tylko od jego świątobliwości, którego wolę wszyscy musimy spełniać.
— Więc cóżbyś zrobił wasza dostojność, będąc faraonem?...
— To, czego wymagałaby cześć i interes państwa.
— O tem nie wątpię — rzekł Mentezufis. — Ale co wasza dostojność uważasz za interes państwa?... Gdzie mamy szukać wskazówek?...
— A od czegóż jest najwyższa rada?... — zawołał książę, tym razem z udanym gniewem. — Powiadacie, że składa się z samych mędrców... Więc niechby oni wzięli na swoją odpowiedzialność traktat, który ja uważam za hańbę i zgubę Egiptu...
— Skądże wiesz, wasza dostojność — odparł Mentezufis — że właśnie tak nie postąpił wasz boski rodzic?...
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.