Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

— Hiram?... — krzyknęła Sara. — Hiram, ależ to największy zbrodniarz!... Spytaj mego ojca, a on powie ci, panie, w jaki sposób Hiram zwabia na swoje statki młode dziewczęta dalekich krajów i — rozpiąwszy żagle, uwozi, aby je sprzedać... Była przecie u nas jasnowłosa niewolnica, którą porwał Hiram. Szalała z tęsknoty do swego kraju, ale nie umiała powiedzieć nawet, gdzie leży jej ojczyzna. I umarła!... Takim jest Hiram, takim nędzny Dagon i wszyscy ci nikczemnicy...
— Może być, ale co nas to obchodzi? — spytał książę.
— Bardzo wiele — mówiła Sara. — Ty, panie, słuchasz dzisiaj rad fenickich, a tymczasem nasi Żydzi wykryli, że Fenicja chce wywołać wojnę między Egiptem i Asyrją... Podobno nawet co najprzedniejsi kupcy i bankierzy feniccy zobowiązali się do tego strasznemi przysięgami...
— Nacóż im wojna?... — wtrącił książę z udaną obojętnością.
— Naco!... — zawołała Sara. — Będą wam i Asyryjczykom dostarczali broni, towarów i wiadomości, a za wszystko każą sobie dziesięć razy drożej płacić... Będą obdzierali poległych i ranionych obu stron... Będą od waszych i asyryjskich żołnierzy wykupywali zrabowane przedmioty i niewolników... Czyliż tego mało?... Egipt i Asyrja zrujnują się, ale Fenicja pobuduje nowe składy na bogactwa.
— Któż ci wyłożył taką mądrość?... — uśmiechnął się książę.
— Alboż nie słyszę, jak mój ojciec, nasi krewni i znajomi szepczą o tem, trwożnie oglądając się, aby ich kto nie podsłuchał? Czyliż wreszcie ja nie znam Fenicjan? Przed tobą panie, oni leżą na brzuchach, ty nie widzisz ich obłudnych spojrzeń, ale ja nieraz przypatrzyłam się ich oczom, zielonym z chciwości, albo żółtym z gniewu.
O strzeż się, panie, Fenicjan, jak jadowitej żmii!...
Ramzes patrzył na Sarę i mimowoli porównywał jej szczerą