nocy. Ale sprawa Fenicji została w zawieszeniu, dopóki ty nie wstąpisz na tron...
— O błogosławiony!... o święty władco!... — wołał książę. — Od jak strasznej uchroniłeś mnie spuścizny...
— Fenicja więc zostaje w zawieszeniu — prawił Tutmozis. — Lecz obok tego stała się niedobra rzecz, bo jego świątobliwość, aby dać dowód Asyrji, że nie będzie jej przeszkadzać w wojnie z ludami północnemi, rozkazał zmniejszyć naszą armję o dwadzieścia tysięcy wojsk najemnych...
— Co powiedziałeś?... — wykrzyknął zdumiony następca.
Tutmozis chwiał głową na znak smutku.
— Prawdę mówię — rzekł — i już nawet rozpuszczono cztery libijskie pułki...
— Ależ to szaleństwo!... — prawie zawył następca, łamiąc ręce. — Poco my się tak osłabiamy i dokąd pójdą ci ludzie?...
— Otóż to, że już poszli na pustynię libijską i albo napadną Libijczyków, co nam narobi kłopotu, albo połączą się z nimi i razem uderzą na nasze zachodnie granice...
— Nic o tem nie słyszałem!... Co oni porobili?... i kiedy to zrobili?... Żadna wieść do nas nie doszła... — wołał książę.
— Bo rozpuszczeni najemnicy poszli w pustynię od Memfisu, a Herhor zabronił mówić o tem komukolwiek...
— Więc nawet Mefres i Mentezufis nie wiedzą o tem?... — spytał namiestnik.
— Oni wiedzą — odparł Tutmozis.
— Oni wiedzą, a ja nie!...
Książę nagle uspokoił się, ale pobladł, a na jego młodem obliczu odmalowała się straszna nienawiść. Schwycił za obie ręce swego powiernika i, mocno ściskając je, szeptał:
— Słuchaj... Na świętą głowę mego ojca i matki... na pamięć Ramzesa Wielkiego... na wszystkich bogów, jeżeli jacy są, przysięgam, że gdy — za moich rządów — kapłani nie ugną się przed moją wolą, zgniotę ich...
Tutmozis słuchał przerażony.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/177
Ta strona została skorygowana.