Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/187

Ta strona została skorygowana.

Na jego widok Mefres i Mentezufis spojrzeli po sobie.
— Czego chcecie, dostojnicy? — spytał książę, upadając na krzesło.
— Nie wiem, czy wasza dostojność będziesz mógł wysłuchać nas... — odparł zakłopotany Mentezufis.
— A!... myślicie, żem się upił? — zawołał książę. — Nie lękajcie się... Dziś cały Egipt jest tak oszalały, czy głupi, że jeszcze w pijakach najwięcej zostało rozsądku...
Kapłani zachmurzyli się, lecz Mentezufis zaczął:
— Wasza dostojność wie, że pan nasz i najwyższa rada postanowili uwolnić dwadzieścia tysięcy wojsk najemnych...
— No, niby nie wiem... — przerwał następca. — Nie raczyliście przecież nietylko zasięgnąć mojej rady w kwestji tak mądrego postanowienia, ale nawet nie raczyliście zawiadomić mnie, że już cztery pułki rozpędzono, i że ludzie ci z głodu napadają nasze miasta...
— Zdaje mi się, że wasza dostojność sądzisz rozkazy jego świątobliwości faraona... — wtrącił Mentezufis.
— Nie jego świątobliwości!... — zawołał książę, tupiąc nogą — ale tych zdrajców, którzy, korzystając z choroby mego ojca i władcy, chcą zaprzedać państwo Asyryjczykom i Libijczykom!...
Kapłani osłupieli. Podobnych wyrazów nie powiedział kapłanom żaden jeszcze Egipcjanin.
— Pozwól, książę, ażebyśmy wrócili za parę godzin... gdy się uspokoisz... — rzekł Mefres.
— Niema potrzeby. Wiem, co się dzieje na naszej zachodniej granicy... A raczej nie ja wiem, tylko moi kucharze, chłopcy stajenni i pomywaczki... Może więc, zechcecie teraz, czcigodni ojcowie, i mnie wtajemniczyć w wasze plany...
Mentezufis przybrał obojętną fizjognomję i mówił:
— Libijczycy zbuntowali się i zaczynają zbierać bandy z zamiarem napadu na Egipt.
— Rozumiem.