Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/188

Ta strona została skorygowana.

— Z woli zatem jego świątobliwości — ciągnął Mentezufis — i najwyższej rady, masz wasza dostojność zebrać wojska z Dolnego Egiptu i zniszczyć buntowników.
— Gdzie rozkaz?
Mentezufis wydobył z zanadrza pergamin, opatrzony pieczęciami i wręczył go księciu.
— Więc od tej chwili jestem naczelnym wodzem i najwyższą władzą w tej prowincji? — spytał następca.
— Tak jest, jak rzekłeś.
— I mam prawo odbyć z wami naradę wojenną?...
— Koniecznie... — odparł Mefres. — Choć w tej chwili...
— Siadajcie — przerwał książę.
Obaj kapłani spełnili rozkaz.
— Pytam się was, bo to potrzebne jest do moich planów: dlaczego rozpuszczono libijskie pułki?
— I rozpuści się inne — podchwycił Mentezufis. — Otóż rada najwyższa dlatego chce pozbyć się dwudziestu tysięcy najkosztowniejszych żołnierzy, aby skarbowi jego świątobliwości dostarczyć rocznie czterech tysięcy talentów, bez czego dwór królewski może znaleźć się w niedostatku...
— Co jednak nie grozi najnędzniejszemu z egipskich kapłanów!... — wtrącił książę.
— Zapominasz, wasza dostojność, że kapłana nie godzi się nazywać „nędznym“ — odparł Mentezufis. — A że nie grozi żadnemu z nich niedostatek, to jest zasługą ich powściągliwego trybu życia.
— W takim razie chyba posągi wypijają wino, codzień odnoszone do świątyń, i kamienni bogowie stroją swoje kobiety w złoto i drogie klejnoty — szydził książę. — Ale mniejsza o waszą powściągliwość!... Rada kapłańska nie dlatego rozpędza dwadzieścia tysięcy wojska i otwiera bramy Egiptu bandytom, ażeby napełnić skarb faraona...
— Tylko?...
— Tylko dlatego, ażeby przypodobać się królowi Assarowi.