od tego dzieciaka!... Co mówię — faraon?... Żaden wróg Egiptu, żaden Cheta, Fenicjanin, Libijczyk nie ośmieliłby się tak znieważać kapłańskiej nietykalności...
— Wino robi człowieka przezroczystym — odparł Mentezufis.
— Ależ w tem młodem sercu kłębi się gniazdo żmij... Poniewiera stan kapłański, szydzi z cudów, nie wierzy w bogów!...
— Najwięcej jednak zastanawia mnie to — rzekł zamyślony Mentezufis — skąd on wie o waszych układach z Beroesem? Bo że wie, na to przysięgnę.
— Dokonano okropnej zdrady — odparł Mefres, chwytając się za głowę.
— Rzecz bardzo dziwna! Było was czterech...
— Wcale nie czterech. Boć o Beroesie wiedziała starsza kapłanka Izydy, dwaj kapłani, którzy mu wskazali drogę do świątyni Seta, i kapłan, który go przyjął u wrót... Czekaj-no!... — mówił Mefres. — Ten kapłan wciąż siedział w podziemiach... A jeżeli podsłuchiwał?...
— W każdym razie nie sprzedał tajemnicy dzieciakowi, ale komuś poważniejszemu. A to jest niebezpieczne!...
Do celi zapukał arcykapłan świątyni Ptah, święty Sem.
— Pokój wam — rzekł, wchodząc.
— Błogosławieństwo sercu twemu.
— Przyszedłem, bo tak podnosicie głos, jakby stało się jakieś nieszczęście. Chyba nie przeraża was wojna z nędznym Libijczykiem?... — mówił Sem.
— Cobyś też myślał wasza cześć o księciu następcy tronu? — przerwał mu Mentezufis.
— Ja myślę — odparł Sem — że on musi być bardzo kontent z wojny i naczelnego dowództwa. Oto urodzony bohater! Gdy patrzę na niego, przychodzi mi na myśl lew Ramzesa... Ten chłopak gotów sam rzucić się na wszystkie bandy libijskie i zaprawdę — może je rozproszyć.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/193
Ta strona została skorygowana.