Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/202

Ta strona została skorygowana.

astrologiem wsunęła się do pokoju jedna z książęcych kobiet, z pretensją, że Ramzes snadź jej nie kocha, gdyż się z nią nie pożegnał, i kiedy w kwadrans po tej, za oknem rozległ się płacz innej kochanki, następca już nie mógł wytrzymać.
Zawołał Tutmozisa i rzekł mu:
— Siedź w tym pokoju i, jeżeli masz ochotę, pocieszaj kobiety mego domu. Ja ukryję się gdzieś w ogrodzie, bo inaczej nie zasnę i jutro będę wyglądał jak kura, wydobyta ze studni.
— Gdzież mam cię szukać w razie potrzeby? — spytał Tutmozis.
— Oho! ho!... — roześmiał się następca. — Nigdzie nie szukajcie. Sam się znajdę, gdy zatrąbią pobudkę.
To powiedziawszy, książę narzucił na siebie długi płaszcz z kapturem i wymknął się do ogrodu.
Ale i po ogrodzie snuli się żołnierze, kuchciki i inna służba następcy: w całym bowiem obszarze pałacowym zniknął porządek, jak zwykle przed wymarszem na wojnę. Spostrzegłszy to, Ramzes skręcił w najgęstszą część parku, znalazł jakąś altankę zarosłą winem i kontent rzucił się na ławę.
— Tu już nie znajdą mnie — mruknął — ani kapłani, ani baby...
Wnet zasnął, jak kamień.

Od kilku dni Fenicjanka Kama czuła się niezdrową. Do rozdrażnienia przyczyniło się jakieś szczególne niedomaganie i bóle w stawach. Przytem swędziła ją twarz, a szczególnie czoło nad brwiami.
Drobne te przypadłości wydały się jej tak niepokojącemi, że przestała obawiać się, ażeby jej nie zabito, ale natomiast ciągle siedziała przed lustrem, zapowiedziawszy sługom, że mogą robić, co im się spodoba, byle ją zostawili w spokoju. W tych czasach nie myślała ani o Ramzesie, ani o nienawistnej Sarze; cała jej bowiem uwaga była zajęta — plamami na czole, których nienawykłe oko nie mogłoby nawet dostrzec.