Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/204

Ta strona została skorygowana.

zdaleka od kagańca i przepędziła kilka godzin w półsennem odrętwieniu.
„Niema żadnych plam — myślała — a jeżeli są, to przecież nie te... To nie trąd...“
— Bogowie!... — krzyknęła, rzucając się na ziemię — nie może być, ażebym ja... Bogowie, ratujcie!... Wrócę do świątyni... odpokutuję całem życiem...
I znownu uspokoiła się i znowu myślała:
„Nie mam żadnych plam... Od kilku dni trę sobie skórę, więc jest zaczerwieniona... Skądżeby znowu?... Czy kto słyszał, ażeby kapłanka i kobieta następcy tronu mogła zachorować na trąd?... O bogowie!... Tego nigdy nie było, jak świat światem!... Tylko rybacy, więźniowie i nędzni Żydzi... O, ta podła Żydówka!... na nią spuśćcie trąd, moce niebieskie...“
W tej chwili w oknie, które było na pierwszem piętrze, mignął jakiś cień. Potem rozległ się szelest i ze dworu na środek pokoju skoczył... książę Ramzes...
Kama osłupiała. Nagle schwyciła się za głowę, a w jej oczach odmalował się — strach bezgraniczny.
— Lykon?... — szepnęła, chwytając się za głowę. — Lykon, tyś tu?... Zginiesz!... Ścigają cię...
— Wiem — odparł Grek, śmiejąc się szyderczo. — Ścigają mnie wszyscy Fenicjanie i cała policja jego świątobliwości...
Mimo to — dodał — jestem u ciebie i byłem u twego pana...
— Byłeś u księcia?...
— Tak, w jego własnej komnacie... I zostawiłbym mu sztylet w piersi, gdyby złe duchy nie usunęły go... Widocznie twój kochanek poszedł do innej kobiety, nie do ciebie...
— Czego tu chcesz?... Uciekaj!... — szeptała Kama.
— Ale z tobą — odparł. — Na ulicy czeka wóz, którym dojedziemy do Nilu, a tam moja barka...
— Oszalałeś!... Ależ miasto i drogi pełne wojska...
— Właśnie dlatego mogłem wejść do pałacu i oboje wy-