Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/217

Ta strona została skorygowana.

Sara wciąż twierdzi, że ona zabiła dziecko, a zaś Fenicjanka tak odpowiada, jakby ją wyuczono...
— Nie wierzysz zatem wasza dostojność?... — wtrącił naczelnik policji.
— Bo nigdy nie widziałem dwu ludzi tak podobnych do siebie, ażeby jeden mógł być wzięty za drugiego. Tem bardziej zaś nie słyszałem, ażeby w Pi-Bast istniał człowiek, mogący udawać naszego następcę tronu (oby żył wiecznie!...).
— Człowiek ten — rzekł naczelnik policji — był w Pi-Bast, przy świątyni Astoreth. Znał go syryjski książę Hiram i na własne oczy widział go nasz namiestnik. Owszem, niezbyt dawno wydał mi rozkaz schwytania go i nawet obiecał wysoką nagrodę.
— Ho! ho!... — zawołał Mefres. — Widzę, dostojny naczelniku policji, że około ciebie zaczynają skupiać się najwyższe tajemnice państwa. Pozwól jednak, że dopóty nie uwierzę w owego Lykona, dopóki go sam nie zobaczę!...
I rozgniewany opuścił biuro, a za nim święty Sem, wzruszając ramionami.
Kiedy w korytarzu ucichły ich kroki, nomarcha, spojrzawszy bystro na naczelnika policji, rzekł:
— Co?...
— Zaprawdę — odparł naczelnik — święci prorocy zaczynają się dziś mieszać nawet do tych rzeczy, które nigdy nie podchodziły pod ich władzę...
— I my to musimy cierpieć!... — szepnął nomarcha.
— Do czasu — westchnął naczelnik policji. — Gdyż, o ile znam ludzkie serca, wszyscy wojskowi i urzędnicy jego świątobliwości, cała wreszcie arystokracja oburza się na samowolę kapłanów. Wszystko musi mieć kres...
— Rzekłeś wielkie słowa — odpowiedział nomarcha, ściskając go za rękę — a jakiś głos wewnętrzny mówi mi, że jeszcze ujrzę cię najwyższym naczelnikiem policji, przy boku jego świątobliwości...