Opierając się na zdaniu swoich doradców, którzy miesiąc temu byli oficerami jego świątobliwości, Musawasa całkiem rozsądnie przypuszczał, że jego syn pierwej zrabuje kilkaset wsi i miasteczek od Terenuthis do Senti-Nofer, nim spotka jakieś poważniejsze siły egipskie. Wreszcie doniesiono mu, że na pierwszą wieść o ruchu Libijczyków, nietylko uciekli wszyscy robotnicy z wielkiej huty szklanej, ale nawet, że cofnęło się wojsko, zajmujące forteczki w Sochet-Hemau, nad jeziorami Sodowemi.
Była to bardzo dobra wróżba dla barbarzyńców: huta bowiem szklana stanowiła poważne źródło dochodów dla faraonowego skarbca.
Otóż Musawasa popełnił błąd, taki sam, jak najwyższa rada kapłańska: nie przeczuł wojennego genjuszu w Ramzesie. I stała się rzecz nadzwyczajna: nim pierwszy korpus libijski dotarł do okolicy Sodowych jezior, już w tem miejscu znalazła się dwa razy liczniejsza armja następcy tronu.
Nie można nawet zarzucać Libijczykom nieprzezorności. Tehenna i jego sztab utworzyli bardzo porządną służbę wywiadowczą. Ich szpiegowie niejednokrotnie byli w Melcatis, Naucratis, Sai, Menuf, Terenuthis i przepływali kanopijskie i bolbityńskie ramiona Nilu. Nigdzie jednak nie spotkali wojsk, których ruchy musiał paraliżować wylew, a zaś prawie wszędzie widzieli popłoch ludności osiadłej, która poprostu uciekała ze wsi pogranicznych.
Przynosili więc swemu dowódcy jak najlepsze wiadomości. A tymczasem armja księcia Ramzesa, pomimo wylewu, w osiem dni po uruchomieniu, dotarła brzegu pustyni i, zaopatrzona w wodę i żywność, przepadła między górami Sodowych jezior.
Gdyby Tehenna mógł, jak orzeł, wzbić się ponad stanowiska swojej bandy, struchlałby, zobaczywszy, że we wszystkich wąwozach tej okolicy kryją się egipskie pułki i — że lada chwila korpus jego będzie otoczony.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/229
Ta strona została skorygowana.