Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/235

Ta strona została skorygowana.

nam znaki — odrzekł Pentuer. — Widzisz więc, dostojny panie, że i my możemy przydać się na wojnie...
Umilkł, z głębi doliny przyleciał do nich szmer, z początku cichy, stopniowo coraz wyraźniejszy. Na ten odgłos, przytuleni do stoku pagórka żołnierze egipscy poczęli zrywać się, oglądać broń, szeptać... Ale krótki rozkaz oficerów uspokoił ich, i znowu nad północnemi skałami zapanowała martwa cisza.
Tymczasem szmer w głębi doliny potęgował się i przeszedł w zgiełk, wśród którego, na tle rozmów tysięcy ludzi, można było odróżnić śpiewy, głosy fletów, skrzyp wozów, rżenie koni i krzyki dowódców. Ramzesowi serce zaczęło bić gwałtownie; już nie mógł pohamować ciekawości i wdrapał się na skalisty cypel, skąd było widać znaczną część doliny.
Otoczony kłębami żółtawego kurzu, zwolna posuwał się libijski korpus, niby kilkuwiorstowy wąż upstrzony niebieskiemi, białemi i czerwonemi plamami.
Na czele maszerowało kilkunastu jeźdźców, z których jeden, odziany w białą płachtę, siedział na koniu, jak na ławie, zwiesiwszy obie nogi na lewą stronę. Za jeźdźcami szła gromada procarzy w szarych koszulach, potem jakiś dostojnik w lektyce, nad którą niesiono duży parasol. Dalej oddział kopijników w bluzach niebieskich i czerwonych, potem wielka banda ludzi prawie nagich, uzbrojonych w maczugi, znowu procarze i kopijnicy, i znowu procarze, a za nimi czerwony oddział z kosami i toporami. Szli, mniej więcej, po czterech w szeregu; ale, pomimo krzyku oficerów, porządek ten ciągle łamał się i następujące po sobie czwórki zbijały się w gromady.
Śpiewając i rozmawiając hałaśliwie, wąż libijski zwolna wypełznął w najszerszą część doliny, naprzeciw hut i jezior. Tu porządek zwichrzył się jeszcze bardziej. Maszerujący naprzód — stanęli, mówiono im bowiem, że w tem miejscu będzie wypoczynek; a tymczasem dalsze kolumny przyśpieszyły kroku, ażeby prędzej dojść do celu i odpocząć. Niektórzy wybiegali z szeregu i, położywszy broń, rzucali się w jezioro, lub