Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/241

Ta strona została skorygowana.

Ryk ludzkich głosów, trzask włóczni, szczękanie kos, niekiedy przeraźliwy jęk, który wnet tonął w ogólnej wrzawie...
Na całej linji bojowej już nie było widać ludzi, ich broni, nawet kolumn, tylko żółty pył, rozciągający się w formie olbrzymiego węża. Gęstszy tuman oznaczał miejsce, gdzie starły się kolumny, rzadszy — gdzie była przerwa.
Po kilku minutach szatańskiej wrzawy następca spostrzegł, że kurzawa na lewem skrzydle bardzo powoli wygina się wtył.
— Wzmocnić lewe skrzydło! — zawołał.
Połowa rezerwy pobiegła we wskazanym kierunku i znikła w tumanach; lecz lewe skrzydło wyprostowało się, podczas gdy prawe zwolna szło naprzód, a środek, najmocniejszy i najważniejszy, ciągle stał w miejscu.
— Wzmocnić środek — rzekł książę.
Druga połowa rezerwy poszła naprzód i zniknęła w kurzawie. Krzyk na chwilę powiększył się, ale ruchu naprzód nie było widać.
— Ogromnie biją się ci nędznicy!... — odezwał się do następcy stary oficer z orszaku. — Wielki czas, ażeby przyszedł Mentezufis...
Książę wezwał dowódcę azjatyckiej kawalerji.
— Spojrzyj-no tu na prawo — rzekł — tam musi być luka.
Wjedź tam ostrożnie, ażebyś nie podeptał naszych żołnierzy i wpadnij zboku na środkową kolumnę tych psów...
— Muszą być na łańcuchu, bo coś za długo stoją — odparł, śmiejąc się, Azjata.
Zostawił przy księciu ze dwudziestu swoich kawalerzystów, a z resztą pojechał kłusem, wołając:
— Żyj wiecznie, wodzu nasz!...
Spiekota była nieopisana. Książę wytężył wzrok i ucho, starając się przeniknąć ścianę pyłu. Czekał... czekał... Nagle wykrzyknął z radości: środkowy tuman zachwiał się i posunął trochę naprzód.