błąkałem się między wschodniemi skałami, zawszem trafił na jakieś osobliwsze nagromadzenie kamieni, które przywodziło mi na myśl świątynię. Nawet nieraz na ich chropowatych ścianach widziałem hieroglify, pisane ręką wichrów i deszczu...
— W tem, wasza dostojność, masz dowód, że nasze świątynie były wznoszone według planu, który nakreślili sami bogowie — rzekł kapłan. — A jak drobna pestka, rzucona w ziemię, rodzi niebotyczne palmy, tak obraz skały, pieczary, lwa, nawet lotosu, zasiany w duszę pobożnego faraona, rodzi aleje sfinksów, świątynie i ich potężne kolumny. Boskie to są czyny, nie ludzkie, i szczęśliwy ten władca, który, patrząc naokoło siebie, potrafi w rzeczach ziemskich odkryć myśl bożą i w zrozumiały sposób przedstawić ją następnym pokoleniom.
— Tylko władca taki musi mieć władzę i duży majątek — wtrącił zgryźliwie Ramzes — nie zaś zależeć od kapłańskich przywidzeń...
Przed nimi ciągnęło się długie wzgórze piaszczyste, na którem w tej chwili ukazało się paru jeźdźców.
— Nasi, czy Libijczycy?... — rzekł książę.
Ze wzgórza odezwał się głos rogu, na który odpowiedziano z orszaku księcia. Konni zjechali szybko, o ile na to pozwalał głęboki piasek. Zbliżywszy się, jeden z nich zawołał:
— Czy jest następca tronu?...
— Jest i zdrów! — odpowiedział Ramzes.
Zsiedli z koni i upadli na twarze.
— O erpatre! — mówił dowódca przybyłych. — Wojsko twoje rozdziera szaty i prochem posypuje głowy, myśląc, żeś zginął... Cała kawalerja rozbiegła się po pustyni, ażeby znaleźć twoje ślady, i dopiero nam, niegodnym, pozwolili bogowie, że witamy cię pierwsi...
Książę mianował go setnikiem i rozkazał, aby nazajutrz przedstawił do nagrody swoich podwładnych.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/263
Ta strona została skorygowana.