Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/265

Ta strona została skorygowana.

armja wodza, ani wódz armji nigdy nie powinien opuszczać. Sądziłem jednak, że zastąpisz mnie ty, święty mężu, który tu jesteś przedstawicielem ministra wojny...
Spokojna odpowiedź ułagodziła Mentezufisa, więc kapłan już nie przypomniał księciu zeszłorocznych manewrów, na których namiestnik tak samo opuścił wojska i wpadł w niełaskę u faraona.
Wtem z wielkim krzykiem zbliżył się do nich Patrokles. Grecki wódz znowu był pijany i zdaleka wołał do księcia:
— Patrz, następco: co zrobił święty Mentezufis... Ty ogłosiłeś przebaczenie dla wszystkich żołnierzy libijskich, którzy opuszczą najezdników i wrócą do armji jego świątobliwości... Do mnie ci ludzie zbiegli się i ja, dzięki temu, rozbiłem lewe skrzydło nieprzyjacielskie... Tymczasem dostojny Mentezufis kazał wszystkich wymordować... Zginęło blisko tysiąc jeńców, samych naszych eks-żołnierzy, którzy mieli otrzymać łaskę!...
Księciu znowu krew uderzyła do głowy, ale wciąż stojący za nim Pentuer szepnął:
— Milcz, przez bogi, milcz!...
Lecz Patrokles nie miał doradcy, więc krzyczał dalej:
— Od tej chwili raz na zawsze straciliśmy zaufanie u obcych, no — i u swoich... Bo wkońcu i nasza armja musi rozprzęgnąć się, gdy pozna, że na jej czoło wdzierają się zdrajcy...
— Nędzny najmito — odparł zimno Mentezufis — także to śmiesz odzywać się o wojsku i zaufanych jego świątobliwości?... Jak świat światem, nie słyszano jeszcze podobnego bluźnierstwa!... I lękam się, czy bogowie nie pomszczą wyrządzonej sobie zniewagi...
Patrokles grubo się roześmiał.
— Dopóki śpię między Grekami, nie lękam się zemsty nocnych bogów... A gdy czuwam, nic mi nie zrobią dzienni...
— Idź spać, idź!... między twoich Greków, pijanico — rzekł Mentezufis — aby z twej winy na nasze głowy grom nie spadł...