że banda ludzi bezbronnych, idących ku wąwozowi, wciąż się powiększa.
Z rozkazu następcy, gęste oddziałki jazdy we wszystkich kierunkach zbadały okolicę: czy nie ukrywa się gdzie nieprzyjacielska armja? Nawet kapłani, wziąwszy z sobą małą kapliczkę Amona, weszli na szczyt najwyższego wzgórza i odprawili tam nabożeństwo. A wróciwszy do obozu, zapewnili następcę, że wprawdzie nadciąga kilkutysięczny tłum bezbronnych Libijczyków, ale armji niema nigdzie, co najmniej w trzymilowym promieniu.
Książę zaczął się śmiać z raportu.
— Mam dobre oko — rzekł — ale w takiej odległości nie dojrzałbym wojska.
Kapłani, naradziwszy się między sobą, oświadczyli księciu, że jeżeli obowiąże się nie rozmawiać z ludźmi niewtajemniczonymi o tem, co zobaczy, przekona się, że można widzieć bardzo daleko.
Ramzes przysiągł. Wówczas kapłani ustawili na jednem wzgórzu ołtarz Amona i rozpoczęli modlitwy. A gdy książę, umywszy się, zdjął sandały, i ofiarował bogu złoty łańcuch i kadzidło, wprowadzili go do ciasnej skrzyni, zupełnie ciemnej, i kazali patrzeć na ścianę.
Po chwili zaczęły się pobożne śpiewy, w czasie których ukazało się na wewnętrznej ścianie skrzyni jasne kółko. Wnet jasna barwa zmętniała; książę zobaczył piaszczystą równinę, wśród niej skały, a przy nich azjatyckie placówki.
Kapłani zaczęli śpiewać żywiej i obraz się zmienił. Było widać inny kawałek pustyni, a w niej tłum ludzi, niewiększych od mrówek. Mimo to ruchy, ubiory, a nawet twarze osób były tak wyraźne, że książę mógł je opisać.
Zdumienie następcy nie miało granic. Przecierał oczy, dotykał poruszającego się wizerunku... Nagle odwrócił głowę, obraz zniknął i została ciemność.
Kiedy wyszedł z kaplicy, zapytał go starszy kapłan:
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/270
Ta strona została skorygowana.