Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/281

Ta strona została skorygowana.

jeńcy libijscy, wzięci podczas bitwy, a na ich czele smutny Tehenna.
Ramzes miał w tej chwili serce tak przepełnione bólem, że skinął na Tehennę i rzekł:
— Stań przy ojcu twoim, Musawasie, ażeby widział i dotknął cię, że żyjesz...
Na te słowa wszyscy Libijczycy i całe wojsko wydało potężny okrzyk; ale książę nie słuchał go.
— Syn mój nie żyje?... — pytał kapłana. — Sara oskarżyła się o dzieciobójstwo?... Czy szaleństwo padło na jej duszę?...
— Dziecko zabił nikczemny Lykon...
— O bogowie, dajcie mi siły!... — jęknął książę.
— Hamuj się, panie, jak przystało na zwycięskiego wodza...
— Czyliż podobna zwyciężyć taką boleść!... O niemiłosierni bogowie!...
— Dziecko zabił Lykon, Sara zaś oskarżyła się, ażeby ciebie ocalić... Widząc bowiem mordercę w nocy, myślała, że to ty sam byłeś...
— A ja ją wygnałem z mego domu!... A ja zrobiłem ją służebnicą Fenicjanki!... — szeptał książę.
Teraz ukazali się egipscy żołnierze, niosący pełne kosze rąk, uciętych poległym Libijczykom.
Na ten widok książę Ramzes zasłonił twarz swoją i gorzko zapłakał.
Natychmiast jenerałowie otoczyli wóz, pocieszając pana. Zaś święty prorok Mentezufis podał wniosek, który przyjęto bez namysłu, ażeby, od tej pory, wojsko egipskie już nigdy nie ucinało rąk poległym w boju nieprzyjaciołom.
Tym nieprzewidzianym wypadkiem zakończył się pierwszy triumf następcy egipskiego tronu. Ale łzy, jakie wylał nad uciętemi rękoma, mocniej aniżeli zwycięska bitwa przywiązały do niego Libijczyków. Nikt też nie dziwił się, że dokoła