Ramzes był w przykry sposób dotknięty tym wybuchem.
— Mój świątobliwy ojciec — rzekł po chwili — inaczej przedstawił mi te sprawy. Kiedy byliśmy tutaj przed pięciu laty, boski pan opowiadał mi taką historję:
Za faraona Tutmozisa I, przyjechali posłowie etjopscy umawiać się o wysokość płaconych przez siebie danin. Hardy to był naród! Mówili, że jedna przegrana wojna nic nie stanowi, w drugiej bowiem los na nich może być łaskaw — i przez parę miesięcy targowali się o haracz.
Napróżno mądry król, chcąc łagodnie oświecić ich, pokazywał im nasze gościńce i kanały. Odpowiadali, że w ich kraju wodę mają darmo, gdzie chcą. Napróżno odsłaniano im skarbce świątyń: mówili, że ich ziemia kryje daleko więcej złota i klejnotów, aniżeli cały Egipt. Nadaremnie pan musztrował wobec nich swoje wojska, gdyż twierdzili, że Etjopów jest bezporównania więcej, aniżeli jego świątobliwość ma żołnierzy.
Wówczas faraon przywiózł ich w te oto miejsca, gdzie stoimy, i pokazał piramidy.
Posłowie etjopscy obeszli je wokoło, przeczytali napisy i — na drugi dzień zawarli traktat, jakiego od nich żądano.
Ponieważ nie zrozumiałem tej historji — ciągnął Ramzes — więc mój święty ojciec objaśnił mi ją.
— Synu — mówił mi — te piramidy są wiekuistym dowodem nadludzkiej potęgi Egiptu. Gdyby jaki człowiek chciał sobie wznieść piramidę, ułożyłby drobny stos kamieni i rzuciłby po kilku godzinach swoją pracę, zapytawszy: naco mi ona? Dziesięciu, stu i tysiąc ludzi nagromadziłoby trochę więcej kamieni, zsypałoby je nieporządnie i — znowu porzuciliby ją po upływie kilku dni. Bo naco im ta robota?
Ale kiedy faraon egipski, kiedy państwo egipskie umyśli sobie zgromadzić stos kamieni, to spędza krocie tysięcy ludzi i buduje choćby przez kilkadziesiąt lat, dopóki roboty nie skończy.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/314
Ta strona została skorygowana.