Tak tedy w miesiącu Hator, po trzydziestu czterech latach panowania, umarł faraon Mer-amen-Ramzes XII-ty, władca dwu światów, pan wieczności, rozdawca życia i wszelakiej uciechy.
Umarł, ponieważ czuł, że ciało jego staje się mdłe i nieużyteczne. Umarł, ponieważ tęsknił do wiekuistej ojczyzny, a rządy ziemskiego państwa pragnął powierzyć młodszym rękom. Umarł wreszcie, bo tak chciał, bo taką była jego wola. Boski duch odleciał, niby jastrząb, który, długo krążąc nad ziemią, wkońcu rozpływa się w błękitnych przestworach.
Jak jego życie było pobytem nieśmiertelnej istoty w krainie znikomości, tak i śmierć była tylko jednym z momentów nadludzkiego istnienia.
Pan obudził się o wschodzie słońca i wsparty na dwu prorokach, otoczony chórem kapłanów, udał się do kaplicy Ozyrysa. Tam, jak zwykle, wskrzesił bóstwo, umył je i ubrał, złożył ofiarę i podniósł ręce do modlitwy.
Przez ten czas kapłani śpiewali:
Chór I. „Cześć tobie, który wznosisz się na horyzoncie i przebiegasz niebo...
Chór II. Gościńcem twej świętości jest pomyślność tych, na których oblicza padają twe promienie...
Chór I. Mógłżebym iść, jako ty idziesz, bez zatrzymywania się, o słońce!...
Chór II. Wielki wędrowcze przestrzeni, który nie masz pana i dla którego setki miljonów lat są tylko okamgnieniem...
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/039
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ IV.