Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/124

Ta strona została skorygowana.

— A jeszcze dawniej?... — spytał Ramzes.
— Jeszcze dawniej ziemia była pusta i próżna, a Duch Boży unosił się nad wodami.
— Coś słyszałem o tem — rzekł faraon — ale nie prędzej uwierzę, aż mi pokażesz mumje potworów, jakie mają spoczywać w waszej świątyni.
— Za pozwoleniem waszej świątobliwości, dokończę, com zaczął — mówił Samentu. — Otóż kiedy w pieczarze Synai zobaczyłem owego ogromnego trupa, zdjął mnie strach, i przez parę lat nie byłbym poszedł do żadnej jaskini. Ale gdy kapłani Seta wytłomaczyli mi, skąd się wzięły tak dziwne istoty, trwoga moja znikła, a ciekawość wzmogła się. I dziś niema dla mnie milszej zabawy, jak błąkać się po podziemiach i szukać dróg wśród ciemności. Z tego powodu Labirynt nie sprawi mi więcej trudów, aniżeli przechadzka po królewskim ogrodzie.
— Samentu — rzekł pan — bardzo cenię twoją nadludzką odwagę i mądrość. Opowiedziałeś mi tyle ciekawych rzeczy, że, zaprawdę, sam nabrałem ochoty do oglądania jaskiń i kiedyś może popłynę razem z tobą do Synai.
Nienmiej jednak obawiam się, czy poradzisz sobie z Labiryntem, i na wszelki wypadek zwołam zgromadzenie Egipcjan, aby upoważniło mnie do korzystania ze skarbca.
— To nigdy nie zawadzi — odparł kapłan. — Ale moja praca niemniej będzie potrzebną, bo Mefres i Herhor nie zgodzą się na wydanie skarbu.
— I masz pewność, że ci się uda?... — uporczywie zapytywał faraon.
— Jak Egipt Egiptem — przekonywał go Samentu — nie było człowieka, coby posiadał tyle środków, co ja, do zwyciężenia w tej walce, która dla mnie nie jest nawet walką, ale zabawą.
Jednych straszy ciemność, którą ja lubię, a nawet widzę wśród niej. Inni nie potrafią kierować się pomiędzy licznemi komnatami i korytarzami, ja robię to z łatwością. Jeszcze inni