ażeby zająć się zgromadzeniem rolników i rzemieślników. Wszyscy oni będą głosowali za naszym panem, ale z pośród mnóstwa trzeba wybrać najmędrszych.
Pożegnał faraona i wyszedł.
— A ty, Tutmozisie?... — spytał Ramzes.
— Panie mój — rzekł ulubieniec — jestem tak pewny twojej szlachty i wojska, że zamiast mówić o nich, ośmielę się zanieść do ciebie moją własną prośbę...
— Chcesz pieniędzy?
— Wcale nie. Chcę się żenić...
— Ty?... — zawołał faraon. — Któraż kobieta zasłużyła u bogów na podobne szczęście?
— Jest to piękna Hebron, córka najdostojniejszego nomarchy tebańskiego — Antefa... — odparł, śmiejąc się, Tutmozis. — Jeżeli wasza świątobliwość raczysz oświadczyć mnie tej czcigodnej rodzinie... Chciałem powiedzieć, że moja miłość dla was zwiększy się, ale dam spokój, bo skłamałbym...
Faraon poklepał go po ramieniu.
— No... no!... tylko mnie nie zapewniaj o tem, czego jestem pewny — rzekł. — Pojadę jutro do Antefa i, przez bogi, zdaje mi się, że w ciągu kilku dni urządzę ci wesele. A teraz możesz iść do swojej Hebron...
Zostawszy z jednym tylko Semem, jego świątobliwość zapytał:
— Oblicze twoje jest ponure... Czy wątpisz, aby znalazło się 13 kapłanów, gotowych spełnić moje rozkazy?...
— Jestem pewny — odpowiedział Sem — że prawie wszyscy kapłani i nomarchowie zrobią to, co będzie potrzebne dla szczęścia Egiptu i zadowolenia waszej świątobliwości... Racz jednak nie zapominać, panie, że gdy chodzi o skarbiec Labiryntu, ostateczną decyzję wyda Amon...
— Posąg Amona w Tebach?...
— Tak.
Faraon pogardliwie machnął ręką.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/148
Ta strona została skorygowana.