wojny, którą ten szaleniec wywołuje swojemi wojskowemi rozporządzeniami...
Ramzes rządzi!... On tylko robi zamęt. Miałeś próbę jego gospodarki w Dolnym Egipcie: pił, hulał, sprowadzał coraz nowe dziewczęta i — niby to zajmował się administracją nomesów, ale nic, zupełnie nic nie rozumiał. Co zaś najgorsze: wdał się z Fenicjanami, ze zbankrutowaną szlachtą i rozmaitego gatunku zdrajcami, którzy pchają go do zguby...
— A zwycięstwo nad Sodowemi jeziorami?... — spytał Pentuer.
— Przyznaję mu energję i znajomość sztuki wojskowej — odparł Herhor. — To jedno on umie. Lecz powiedz sam, czy wygrałby bitwę nad Sodowemi jeziorami, gdyby nie pomoc twoja i innych kapłanów?... Przecież wiem, że zawiadamialiście go o każdym ruchu libijskiej bandy... A teraz pomyśl, czy Ramzes, nawet z waszą pomocą, mógłby wygrać bitwę, naprzykład — przeciw Nitagerowi?... Nitager to mistrz; Ramzes to dopiero czeladnik.
— Więc czem skończy się wasza nienawiść? — zapytał Pentuer.
— Nienawiść!... — powtórzył arcykapłan. — Alboż ja mogę nienawidzieć chłystka, który w dodatku jest tak obsaczony, jak jeleń w wąwozach przez myśliwców! Muszę jednak przyznać, iż jego rządy są tak szkodliwe dla Egiptu, że gdyby Ramzes miał brata, albo gdyby Nitager był młodszy, już usunęlibyśmy dzisiejszego faraona...
— A wasza dostojność zostałbyś jego następcą!... — wybuchnął Pentuer.
Herhor wcale się nie obraził.
— Dziwnie zgłupiałeś, Pentuerze — odparł, wzruszając ramionami — od czasu, gdy robisz politykę na własny rachunek. Rozumie się, że gdyby zabrakło faraona, ja miałbym obowiązek zostać nim, jako arcykapłan Amona tebańskiego i naczelnik najwyższej rady kapłańskiej. Ale naco mi to? Czyliż
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/156
Ta strona została skorygowana.