Pentuer zapewnił go, że nie dawniej, niż przed pół miesiącem widział faraona, który cieszy się najlepszem zdrowiem. Wnet jednak poznał, że inżynier mu nie ufa.
„To już sprawa Herhora!... — pomyślał. — Zresztą tylko kapłani mogliby mieć tak szybkie wiadomości z Tebów...“
Na chwilę stracił chęć do zajmowania się wyborem delegatów, lecz znowu odzyskał energję, wciąż powtarzając sobie, że — co lud dziś pozyska, tego nie straci jutro... Chyba, gdyby zaszły jakieś nadzwyczajne wypadki!
Za Memfisem, na północ od piramid i Sfinksa, wznosiła się już na granicy piasków, niewielka świątynia bogini Nut. Mieszkał tam stary kapłan Menes, największy w Egipcie znawca gwiazd, zarazem inżynier.
Gdy trafiła się w państwie budowa dużego gmachu, albo nowego kanału, Menes schodził na grunt i wytykał kierunek. Poza tem, żył ubogi i samotny w swej świątyni, nocami badając gwiazdy, w dzień pracując nad osobliwemi przyrządami.
Od kilku lat Pentuer nie był w tem miejscu, to też uderzyło go opuszczenie i ubóstwo. Ceglany mur walił się, w ogrodzie poschły drzewa, na dziedzińcu wałęsała się chuda koza i parę kur.
Przy świątyni nie było nikogo. Dopiero, gdy Pentuer zaczął wołać, z pylonu wyszedł stary człowiek. Miał bose nogi, na głowie brudny czepiec, jak chłopi, dokoła bioder łachman opaski, a na plecach panterzą skórę, z której sierść wypełzła. Mimo to, jego postawa była pełna godności, a oblicze — rozumu. Bystro przypatrzył się gościowi i rzekł:
— Albo mi się zdaje, albo jesteś Pentuer?...
— Jestem nim — odrzekł przybysz i serdecznie uściskał starca.
— Ho!... ho!... — zawołał Menes, on to był bowiem — widzę, że zmieniłeś się na dostojnych posadzkach! Masz gładką skórę, bielsze ręce i złoty łańcuch na szyi. Na takie ozdoby
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/160
Ta strona została skorygowana.