Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/187

Ta strona została skorygowana.

— Jeżeli chodzi o moją córkę, Hebron — spiesznie odezwał się nomarcha — oświadczam ci, że dziś ty jesteś jej panem i nie możesz mieć do mnie żalu...
Tutmozis niedbale machnął ręką.
— Jacyś niegodni ludzie — mówił zięć — rozgłaszają, że faraon jest obłąkany... Słyszałeś o tem, mój ojcze?...
Antef kiwał i kręcił głową, co mogło równie dobrze oznaczać potwierdzenie i zaprzeczenie. Wreszcie rzekł:
— Głupstwo jest wielkie, jak morze, wszystko w sobie pomieści.
— To nie głupstwo, ale występek kapłanów, którzy posiadają człowieka, podobnego do jego świątobliwości, i posługują się nim do podłych czynów.
I opowiedział nomarsze historję Greka Lykona, tudzież jego zbrodnię w Pi-Bast.
— O tym Lykonie, który zabił dziecko księcia następcy, słyszałem — odparł Antef. — Ale gdzie masz dowody, że Mefres uwięził Lykona w Pi-Bast, że przywiózł go do Tebów, i że wypuszcza go do ogrodów królewskich, aby tam udawał obłąkanego faraona?...
— Właśnie dlatego pytam waszą dostojność: co robić?... Jestem przecie naczelnikiem gwardji i muszę czuwać nad czcią i bezpieczeństwem naszego pana.
— Co robić?... co robić?... — powtarzał Antef. — Ha! przedewszystkiem pilnować, ażeby te wieści bezbożne nie dosięgnęły uszu faraona...
— Dlaczego?...
— Bo stanie się wielkie nieszczęście. Gdy nasz pan usłyszy, że Lykon w jego imieniu udaje warjata, wpadnie w gniew... straszny gniew!... Naturalnie zwróci się przeciw Herhorowi i Mefresowi... Może ich tylko zelży, może uwięzi, może nawet zabije... Cokolwiek zaś zrobi, zrobi bez żadnego dowodu, a wtedy co?... Dzisiejszy Egipt już nie lubi składać ofiar bogom, ale jeszcze ujmie się za niewinnie pokrzywdzo-