Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/192

Ta strona została skorygowana.

Natychmiast po przyjeździe do pałacu, faraon wydał rozkaz zgromadzenia delegatów, którzy mieli postanowić o naruszeniu skarbów Labiryntu. Jednocześnie polecił oddanym sobie urzędnikom i policji, aby rozpoczęto agitację przeciw kapłanom i za siódmym dniem odpoczynku.
Niebawem znowu zaczęło w Dolnym Egipcie wrzeć jak w ulu. Chłopi upominali się nietylko o święta, ale i o płacenie im gotówką za roboty publiczne. Rzemieślnicy w szynkach i na ulicach złorzeczyli kapłanom, którzy chcą ograniczyć świętą władzę faraona. Liczba przestępstw wzrosła, ale przestępcy nie chcieli odpowiadać przed sądem. Pisarze spokornieli i żaden nie śmiał uderzyć człowieka prostego, wiedząc, że spotka się z odwetem. Do świątyń rzadziej składano ofiary, bogi pilnujące granic nomesów coraz częściej były obrzucane kamieniami i błotem, a nawet obalane.
Strach padł na kapłanów, nomarchów i ich popleczników. Napróżno sędziowie ogłaszali na rynkach i gościńcach, że według starych praw rolnik i rzemieślnik, a nawet kupiec, nie powinien zajmować się plotkami, które odciągają go od pracy chlebodajnej. Pospólstwo bowiem wśród śmiechu i krzyku obrzucało woźnych zgniłemi jarzynami i pestkami daktylów.
Wówczas arystokracja zaczęła gromadzić się w pałacu i, leżąc u nóg faraona, błagać go o ratunek.
— Jesteśmy — wołali — jakby ziemia rozpadała się pod naszemi stopami, i jakby świat się kończył!... Żywioły są zmieszane, umysły w rozterce, i jeżeli nie uratujesz nas ty, panie, godziny życia naszego są policzone!...
— Mój skarb jest pusty, armja nieliczna, policja oddawna nie widzi żołdu — odparł faraon. — Jeżeli więc chcecie mieć trwały spokój i bezpieczeństwo, musicie dostarczyć mi funduszów.
Ponieważ jednak moje królewskie serce trapi wasz niepokój, więc zrobię, co będę mógł, i mam nadzieję, że uda mi się przywrócić porządek.