odparł pisarz. — A tak, co może zdarzyć się nieoczekiwanego?... Bogowie nie zejdą bronić Labiryntu.
— Tak mówisz, wasza dostojność, bo jesteś spokojny — rzekł Kalipos — bo wiesz, że naczelny wódz czuwa i wszystko stara się przewidzieć. Inaczej może cierpłaby ci skóra.
— Nie widzę niespodzianek — upierał się pisarz. — Chyba arcykapłani znowu rozpuszczą wieść, że faraon oszalał...
— Będą oni próbowali różnych sztuk — wtrącił, ziewając, wielki skarbnik — ale, zaprawdę, sił im nie starczy... W każdym razie dziękuję bogom, że postawili mnie w królewskim obozie... No, idźmy spać...
Po wyjściu dostojników z komnaty faraona, Tutmozis w jednej ze ścian otworzył drzwi ukryte i wprowadził Samentu. Pan przyjął Setowego arcykapłana z wielką radością, podał do ucałowania rękę i uścisnął mu głowę.
— Pokój tobie, dobry sługo — rzekł władca. — Co przynosisz?...
— Byłem dwa razy w Labiryncie — odparł kapłan.
— I już znasz drogę?...
— Znałem ją dawniej, ale teraz odkryłem jedną rzecz. Skarbiec może się zapaść, pozabijać ludzi i zniszczyć klejnoty, które są największem bogactwem...
Faraon zmarszczył brwi.
Dlatego — ciągnął Samentu — wasza świątobliwość raczy przygotować kilkunastu ludzi pewnych. Z nimi wejdę do Labiryntu w nocy poprzedzającej szturm i obsadzę komnaty, które sąsiadują ze skarbcem... Osobliwie górną...
— Wprowadzisz ich?...
— Tak. Chociaż pójdę do Labiryntu jeszcze raz sam, i ostatecznie sprawdzę: czy nie uda mi się zapobiec, bez cudzej pomocy, ruinie? Ludzie, choćby najwierniejsi, są niepewni, a wprowadzanie ich może zwrócić uwagę tych psów dozorujących...
— Jeżeli cię już nie śledzą... — wtrącił faraon.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/201
Ta strona została skorygowana.