Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/203

Ta strona została skorygowana.

tylko będziecie szli dzielnie naprzód, strachy pierzchną, głosy umilkną, a płomienie przestaną parzyć.
Teraz ostatnie słowo, panie nasz — zwrócił się kapłan do Ramzesa. — Gdybym zginął...
— Nie mów tak!... — żywo przerwał mu faraon.
— Gdybym zginął — mówił ze smutnym uśmiechem Samentu — przyjdzie do waszej świątobliwości młody kapłan Seta z moim pierścieniem. Niech więc wojsko zajmie Labirynt i wypędzi dozorców, i niech już nie opuszcza gmachu, bo ów młodzieniec, może w ciągu miesiąca, a może i wcześniej, znajdzie drogę do skarbów, przy wskazówkach, jakie mu zostawię...
Ale panie — mówił, klękając — błagam cię o jedno: gdy zwyciężysz — pomścij mnie, a nadewszystko nie przebaczaj Herhorowi i Mefresowi. Ty nie wiesz, jacy to są nieprzyjaciele!... Gdyby oni wzięli górę, zginiesz nietylko ty sam, ale i twoja dynastja...
— Alboż zwycięzcy nie godzi się być wspaniałomyślnym?... — spytał pochmurnie władca.
— Żadnej wspaniałomyślności!... żadnej łaski!... — wołał Samentu. — Dopóki oni będą żyli, tobie i mnie, panie, grozi śmierć, hańba, nawet zniewaga naszych trupów.
Można ugłaskać lwa, kupić Fenicjanina, przywiązać Libijczyka i Etjopa... Można ubłagać chaldejskiego kapłana, bo on, jak orzeł, unosi się na wysokościach i bezpieczny jest od pocisków...
Ale egipskiego proroka, który zakosztował zbytku i władzy, nie zjednasz niczem. I tylko śmierć ich, albo twoja, może zakończyć walkę.
— Prawdę mówisz, Samentu — odpowiedział Tutmozis. — Na szczęście, nie jego świątobliwość, ale — my, żołnierze, będziemy rozstrzygali spór między kapłanami i faraonem.