Kto mógł go zdradzić?... Rozumie się, że tylko jeden człowiek: młody kapłan Seta, którego wtajemniczył dość szczegółowo w swoje plany. Zdrajca sam z miesiąc musiałby szukać drogi w Labiryncie; ale gdyby porozumiał się z dozorcami, mogli Samentu wytropić w jeden dzień...
W tej chwili arcykapłan doznał wrażeń, znanych tylko ludziom, którzy stają w obliczu śmierci. Przestał się bać, gdyż jego urojone trwogi pierzchły wobec rzeczywistych pochodni... I nietylko odzyskał panowanie nad sobą, ale nawet poczuł się nieskończenie wyższym od wszystkiego, co żyje... Za chwilę już nie będzie mu groziło żadne... żadne niebezpieczeństwo!...
Myśli przebiegały mu przez głowę z szybkością i jasnością błyskawic. Ogarnął całe swoje istnienie: prace, niebezpieczeństwa, nadzieje i ambicje i — wszystko to wydawało mu się drobiazgiem. Bo i coby mu przyszło, gdyby w tej chwili był nawet faraonem, albo posiadał klejnoty wszystkich skarbców królewskich?...
Wszystko to marność, pył, a nawet gorzej, bo złudzenie, jedna tylko rzecz jest wielka i prawdziwa — śmierć...
Tymczasem ludzie z pochodniami, pilnie oglądając kolumny i zakątki, doszli już do połowy ogromnej sali. Kapłan widział połyskujące ostrza ich włóczni i poznał, że wahają się, że posuwają się naprzód ze strachem i niechęcią. O kilka kroków za nimi szła inna grupa osób, oświetlona jedną pochodnią.
Samentu nawet nie czuł do nich niechęci, tylko ciekawość: kto mógł go zdradzić? Ale i ta kwestja niebardzo go obchodziła; wydawało mu się bowiem nierównie ważniejszem pytanie: dlaczego człowiek musi umierać i — poco się rodził?... Gdyż, wobec faktu śmierci, całe życie skraca się w jedną chwilkę bolesną, choćby było najdłuższem i najbogatszem w doświadczenia.
— Poco to?... Naco to?...
Otrzeźwił go głos jednego ze zbrojnych.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/216
Ta strona została skorygowana.