Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/244

Ta strona została skorygowana.

— To być nie może... Otóż i słońce!... — zawołał z radością Pentuer.
Wszystkie zgromadzone pułki wydały okrzyk na cześć Ramzesa XIII-go.
Faraon uścisnął Pentuera.
— Zaprawdę — rzekł pan — widzieliśmy dziwne zdarzenie... Ale nie chciałbym widzieć go po raz drugi... Czuję, że gdybym nie był żołnierzem, trwoga opanowałaby moje serce.
Hiram zbliżył się do Tutmozisa i szepnął:
— Wyślijże wasza dostojność natychmiast gońców do Memfisu, gdyż obawiam się, że arcykapłani zrobili wam coś niedobrego...
— Myślisz?...
Hiram kiwał głową.
— Nie rządziliby tak długo państwem — rzekł — nie pogrzebaliby dziewiętnastu waszych dynastyj, gdyby nie umieli korzystać z podobnych dzisiejszemu wypadków...
Podziękowawszy wojskom za dobrą postawę wobec niezwykłego zjawiska, faraon wrócił do willi. Był wciąż zamyślony, przemawiał spokojnie, nawet łagodnie, ale na pięknej twarzy jego malowała się niepewność.
Istotnie, w duszy Ramzesa toczyła się ciężka walka. Zaczynał rozumieć, że kapłani mają w rękach siły, których on nietylko nie brał w rachubę, ale nawet nie zastanawiał się nad niemi, nie chciał o nich słuchać.
Kapłani, śledzący ruchy gwiazd, w ciągu kilku minut niezmiernie urośli w jego oczach. I faraon mówił w sobie, że jednak należy poznać tę dziwną mądrość, która w tak straszny sposób miesza ludzkie zamiary.
Goniec za gońcem wylatywał z pałacu do Memfisu, aby dowiedzieć się, co tam zaszło podczas zaćmienia. Ale gońcy nie wracali i nad królewskim orszakiem niepewność roztoczyła czarne skrzydła. Że pod świątynią Ptah zdarzyło się coś złego, o tem nietylko nikt nie wątpił, ale nawet nie śmiał snuć wła-