Kiedy naczelny wódz wszedł na dziedziniec świątyni, zdziwił się, widząc, że naprzeciw niego wystąpił Herhor, w infule Amenhotepa, otoczony tylko kapłanami.
— Czego żądasz, synu mój? — zapytał arcykapłan wodza, nieco zmieszanego tym wypadkiem.
Ale Tutmozis prędko zapanował nad sobą i rzekł:
— Herhorze, arcykapłanie Amona tebańskiego! Na mocy listów, które pisałeś do Sargona, satrapy asyryjskiego, a które to listy mam przy sobie, jesteś oskarżony o zdradę państwa i musisz usprawiedliwić się przed faraonem.
— Jeżeli młody pan — spokojnie odparł Herhor — chce dowiedzieć się o celach polityki wiecznie żyjącego Ramzesa XII-go, niech zgłosi się do naszej najwyższej Rady, a otrzyma objaśnienia.
— Wzywam cię, ażebyś natychmiast szedł za mną, jeżeli nie chcesz, abym cię zmusił — zawołał Tutmozis.
— Synu mój, błagam bogów, aby ochronili cię od gwałtu i kary, na jaką zasługujesz...
— Idziesz? — spytał Tutmozis.
— Czekam tu na Ramzesa — odparł Herhor.
— A więc zostań tu, oszuście!... — krzyknął Tutmozis.
Wydobył miecz i rzucił się na Herhora. W tej chwili stojący za wodzem Eunana podniósł topór i z całej siły uderzył Tutmozisa między szyję i prawy obojczyk, aż krew trysnęła na wszystkie strony. Ulubieniec faraona padł na ziemię, prawie nawpół rozcięty.
Kilku żołnierzy z pochylonemi włóczniami podskoczyło do Eunany, lecz po krótkiej walce z towarzyszami polegli. Z pomiędzy ochotników trzy czwarte było na żołdzie kapłańskim.
— Niech żyje świątobliwy Herhor, pan nasz! — zawołał Eunana, wywijając zakrwawionym toporem.
— Niech żyje wiecznie! — powtórzyli żołnierze i kapłani i — wszyscy padli twarzą na ziemię.
Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/252
Ta strona została skorygowana.