Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/271

Ta strona została skorygowana.

Te tak proste zjawiska Pentuer doskonale znał, lecz tylko ze słyszenia. Więc gdy pierwszy raz własnemi oczyma zobaczył ruch nieba i cichą wędrówkę księżyca, doznał takiego wzruszenia, że upadł na twarz i zapłakał.
Przed jego duszą odsłonił się nowy świat, którego piękność tem dokładniej oceniał, że już był wielkim mędrcem.
Znowu upłynęło kilka dni, gdy zgłosił się do nich bogaty dzierżawca, proponując, aby, jako mędrcy, wyznaczyli mu na gruncie i wykopali kanał. Wzamian ofiarowywał im żywność na czas roboty, tudzież kozę z koźlątkiem jako zapłatę.
Ponieważ mleka brakowało w świątyni, Menes zgodził się i poszli obaj z Pentuerem do roboty. Zniwelowali grunt, wykreślili kierunek i kopali.
Przy ciężkiem zajęciu Pentuer ożywił się, a nawet gdy był sam z Menesem, rozmawiał. Tylko przy zetknięciu z ludźmi tracił humor; ich śmiechy i śpiewy zdawały się powiększać jego cierpienie.
Menes nie chodził na noc do wsi, ale razem z Pentuerem sypiał w polu, skąd mogli widzieć kwitnące łany i przysłuchiwać się echom ludzkiej radości, nie przyjmując w niej udziału.
Pewnego wieczora polne roboty przerwano wcześniej; do wsi bowiem przyszedł po prośbie ubogi kapłan z małym chłopcem. Chodzili od domu do domu, błagając o jałmużnę. Chłopak wygrywał na flecie smutną melodję, a w przerwach jej, kapłan śpiewał silnym głosem pieśń napoły świecką, napoły pobożną.
Menes i Pentuer, leżąc na pagórku, przypatrywali się rozpłomienionemu niebu, na którego złotem tle mocno uwydatniały się czarne trójkąty piramid, tudzież brunatne pnie i ciemnozielone bukiety drzew palmowych. Tymczasem kapłan wlókł się od chaty do chaty, wyśpiewywał swoją pieśń, odpoczywając dłuższy czas po każdej zwrotce: