Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

— Stołek albo ławeczkę podaj, ośla głowo! bo inaczej majorowa nie wysiądzie — uzupełnił głos trzeci, baryton.
— Majorowa?... majorowa?... — myślę sobie; tymczasem pobudzony tak nieparlamentarnemi przydomkami Pawełek odpowiedział:
— Aha!... już rozumiem. Zaraz ja tu państwu usłużę!...
Z temi słowy pobiegł ciężkim kłusem do kuchni, zostawiając podróżnych z najpiękniejszemi widokami na przyszłość; ja zaś, nietyle przez ciekawość, ile z zasady, że najlepiej niebezpieczeństwu odrazu spojrzeć w oczy, przeszedłem z sypialnego do jadalnego pokoju, aby stamtąd, przez zasłonięte doniczkami okno, bliżej poznać niespodziewanych gości.
Na wasągu, zaprzężonym parą chudych i głęboko zamyślonych jednokopytnych zwierząt, siedziały cztery osoby. Honorowe miejsce, odznaczające się poduszką, nie mniejszą od średniej pierzyny, zajmowała stara i niska ale gruba jejmość, przyodziana w salopkę z czasów kampanji węgierskiej i rękawiczki, w których mniej pobłażliwy obserwator mógłby dostrzec podobieństwo do bawełnianych skarpetek. Słodkie i poważne oblicze damy, które obok uczuć szacunku budziło zarazem niewyraźne wspomnienie owych, co chwila rozłażących się kształtów, jakie przybiera ciasto, mieszane w nieckach, — oblicze to ściągnięte było dwoma białemi chustkami, z których jedna zdawała się przymocowywać dolną szczękę do górnej, druga zaś zabezpieczać czoło od wewnętrznego, nadmiernego parcia sił intelektualnych.
Obok otyłej staruszki siedział młodzian o chudej i bladej twarzy, ozdobionej wąsikami, w których nie mam bynajmniej zamiaru upatrywać analogji z wyciorem do czyszczenia cybuchów, tudzież bródką, która w żadnym razie nie mogła być porównywaną do kity krowiego ogona. Tylko bezmyślnej złośliwości wolno dopuszczać się tak niesmacznych zestawień, drwić z koloru ładnej hiszpańskiej ponszy bez rękawów, albo, co gorsza, hałaśliwie donosić czytelni-