na inny przedmiot uwagę rozochoconego literata, który, niezrażony tem jednak, prawił dalej:
— Na szczęście mam w tej chwili kilka moich prac i, jeżeli państwo pozwolicie, będę mógł je odczytać. — Mówiąc to wydobywał z kieszeni i rozwijał jakieś zmięte i zabrudzone druki.
— Co państwo rozkażą? — przerwał mu tym razem Pawełek, zawsze obecny wtedy, gdy chodziło o sprawy, mające jakikolwiek związek ze śpiżarnią lub kuchnią.
— Ja chciałabym napić się kawy — rzekła majorowa — jeżeli jest dobra śmietanka i bułeczki. A ty, Sociu, co jeść będziesz?
— Ja?... Kluski z mlekiem!
— To i ja kluski! — pochwyciła majorowa — doskonale nadadzą się przed kawą.
— Są tu rozprawy o wychowaniu dzieci, o pożytkach astronomji, o emancypacji kobiet, o zarazie na kartofle... — ciągnął dalej literat, jakby nie domyślając się nawet, że w tej chwili na gruntowne jego prace nikt najmniejszej uwagi nie zwraca.
— A pan, panie Postępowiczu, co sobie życzysz? — pyta majorowa zacietrzewionego publicystę.
— Ja?... — odparł, jakby zbudzony ze snu — ja... mogę zjeść naprzykład parę jaj na miękko i porcją befsztyku, rozumie się przy herbacie. W czasie śniadania będę mógł państwu...
— Ach — przerwała znów dama — jaki ma gust dobry pan Hiacynt!... Ja sama z chęcią zjadłabym jaj i mięsa... Więc uważajże, Pawełku, ma być: kawa, herbata, kluski, jaja i befsztyk. A ty pułkowniku, serce, co zjesz?
— Cokolwiek, kochana przyjaciółko — odpowiadam, myśląc, że do podobnego śniadania jeden kucharz nie wystarczy.
Pawełek dyspozycji wysłuchał i, powtórzywszy ją bez omyłki, jakgdyby był szpajscetlem, na którym podkreślono
Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/018
Ta strona została uwierzytelniona.