dama część swoich udręczeń familijnych przelewała w moją istotę.
— W pierwszej klasie, z powodu młodego wieku, kazali mu siedzieć dwa lata; z drugiej po dwu latach chcieli go już wypędzić... Na jego i moje szczęście przyszły jakieś tam ulgi i chłopak posunął się do trzeciej klasy. Tu znowu siedział dwa lata i w tym już roku coś im do łba strzeliło, żeby go koniecznie, ale to koniecznie nie przyjmować. Ach, co ja biedna nie wycierpiałam!
Przy tych słowach majorowa osunęła się w głąb kanapy, co też i ja ze swej strony starałem się naśladować, pamiętając, że symetrja jest najgłębszą zasadą wszechrzeczy.
— Powiadam ci, serce, pobiegłam zaraz do inspektora, ale z tym ani się było dogadać: krzyczał tylko i rękami machał. Dopiero jakiś uczciwy profesor zaczął mi tłomaczyć, że Socia do szkół nie przyjmą, bo on nic nie robił w klasie, tylko pod ławkami sypiał na lekcjach. „A bójże się ran boskich, królu mój! krzyknęłam z płaczem, jakże, to dziecko ma nie spać, kiedy on rośnie, robaczek?...“ Ale profesor odpowiedział mi ni to ni owo i... i...
Gorąco dopiekało nam straszliwie i z tego to zapewne powodu od kilku chwil czułem jakiś szum w uszach i nieznośne swędzenie oczu. W strudzonej wyobraźni mojej pulchne kształty sąsiadki zlewały się z kanapą, tworząc jakąś potworną kombinacją kobiety-sprzętu, wobec której bajeczny Centaur mógł się zwać mężczyzną o nader miłej powierzchowności.
Nie umiem powiedzieć, jak długo trwał stan błogiej kontemplacji, w którą pogrążyło mnie zajmujące opowiadanie majorowej; — nie potrafię też opisać natłoku straszliwych obrazów, jakie błyskawicą przemknęły mi przez głowę w chwili, gdy z zamyślenia obudził mnie głuchy chrzęst, jakby od walącego się budynku pochodzący, tudzież pełen boleści okrzyk dobrej kobiety:
Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.