— Hej, panie Markierowicz! — woła z sieni jakiś jegomość. — A czy niema jeszcze furmanki z Psich Dołów?... Aaa, kogóż to ja widzę? kochany nasz pułkownik! — Mówiąc to, przybyły rzuca mi się w objęcia.
— Kochanego pana Gadulskiego — odpowiadam przybyłemu, w którym poznałem bardzo dawną znajomość.
— Gadulsiu, serce — wtrąca majorowa — a mnie to nie poznajesz? Toż to ja...
— Szanowna majorowa dobrodziejka? A poznałem, poznałem! — wykrzykuje rozrzewniony gość, całując tłuste ręce starej damy. — Kopę lat jużeśmy się nie widzieli... No, ale wejdźmy do numeru, bo już zwracają na nas uwagę.
— Toś nam, ptaszeńku, spadł jak z obłoków, a akurat jesteś potrzebny — mówi jejmość, siadając na kanapie.
— Ja zawsze jestem potrzebny — odpowiada przybysz z miną człowieka, uznającego w sobie pewną wartość. — Ale o cóż to chodzi?
— Przywiozłam tu mego wnuka, Socia, którego z trzeciej klasy nie wiem za co wy... to jest nie przyjęli. Mam wielki kłopot z tego powodu i chciałam się właśnie z panem naradzić — mówi ze skromnem zakłopotaniem czcigodna matrona.
— Ooo... z największą chęcią poradzę pani i to poradzę dobrze, tak jak to ja umiem, ale... nie dziś i nie jutro. Dziś muszę być na dwu radach familijnych w mieście, a jutro na jednej na wsi. Bo wyobraźcie sobie państwo, że niech się tylko komu w naszych stronach podoba umrzeć, wnet mnie mianuje głównym opiekunem dzieci, żony i całej rodziny. Tak mi ufają ludziska, a nie wiem nawet za co!
— Za to, żeś uczciwy, mój Gadulsiu, żeś uczynny... Tak z tobą zawsze bywało od niepamiętnych lat — wtrąca babunia Soterka.
— Ciężki to kłopot dla człowieka z takiem sumieniem jak moje — ciągnął Gadulski. — Jednego musisz do szkół odda-
Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.