Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy znasz mały koło?... Koło, rozumiesz? — ciągnie dalej niespracowany egzaminator.
— Koło jeziora... z wieczora... chłopcy biegali i na żaby czuwali... — odzywa się Socio po głębokim namyśle.
Babka triumfowała.
— Bój się Boga, chłopcze, co ty gadasz? — woła przerażony matematyk. — Ja się ciebie pytam o koło z jeometrji, o jeometryczne własności koła!
— Sociu, serce, Sociu, uspokój się, odpowiadaj uważnie — zachęca majorowa Socia, z miną osoby, która nagle straciła wiarę w nieprzenikliwość podłogi i wytrzymałość krzesła.
— Własność koła, koła z jeometrji! — powtarza nielitościwy inkwizytor.
Nieszczęsny Socio, milcząc, wpycha obie ręce za kołnierz od koszuli, jakby chciał samobójstwem uwolnić się od dalszych męczarni.
Nagle oblicze stroskanej majorowej rozjaśniło się tak niezwykłym blaskiem, jakby w tej chwili rozwiązała jakąś trudną i męczącą zagadkę, coś w rodzaju ogólnego rozwiązania równań stopni wyższych nad czwarty. Nie czekając też na dalsze pytania, gniewnym głosem zawołała:
— Aaa, pfe, serce, Sociu, bardzo pfe, żeby takiej rzeczy nie wiedzieć. Tażby tobie Kuba nawet powiedział, że Koło to jest własność jeometry pana Sznurowicza.
— Władysława Sznurowicza?... znam go — wykrzyknął Gadulski, niezmiernie kontent, że raz przynajmniej może przyjąć udział w rozprawie z dziedziny nauk ścisłych.
— Co też państwo wygadujecie? — odzywa się kupiec głosem, w którym drgało poczucie swej wyższości. — Przecież pan profesor nie pytał czyją własnością jest wieś Koło, ale jaką ma własność koło, no... te koło zwyczajne, okrągłe...
— Tak, tak — potakuje matematyk, rad, że może pochwalić człowieka, który przed chwilą zdawał się podejrzewać gruntowność jego wysoce zawikłanych rozumowań.